niedziela, 22 grudnia 2019

Geniusz tkwi w zaburzeniu

Od gimnazjum fascynowała mnie inteligencja i ponadprzeciętne zdolności. Szybko odkryłam takie zaburzenia jak Zespół Aspergera czy tzw. Sawantów. W pierwszym przypadku możemy spotkać się ze specjalnymi zdolnościami, w drugim na pewno je już mamy. O ile w ZA nie mówimy o upośledzeniu intelektualnym, o tyle w przypadku Sawantów tak. Jednak to co je łączy to inna organika mózgu od przeciętnego. Możecie też przeczytać badania, w których udowodniono, że osoby, które mają iloraz inteligencji większy od 140 pkt. mają problemy życiowe bądź na tle psychicznym, większość z nich w jakiś sposób jest zaburzona. Potrafią mieć też kiepską pracę, żadne bądź bardzo marne życie rodzinne i w ogóle nie spełniać się w tym co potrafią robić najlepiej. Będąc nastolatką zastanawiałam się czy u zdrowego człowieka można by spowodować uszkodzenie, które potrafiłoby właśnie uwydatnić pewne zdolności. Nie chcę Was tu zanudzać, faktycznie się da, powstało sporo książek na ten temat, więc zainteresowanym mogę coś polecić. Jednak przechodząc do sedna, wydawać by się mogło, że ponadprzeciętność powinna ułatwiać życie, wysoka inteligencja powinna dawać nam pewność wygranej w życiu. Jednak wcale tak nie jest, niektórzy geniusze nie potrafią zapiąć kurtki, podgrzać mleka, przedstawić się czy opowiedzieć swój dzień. Wielu z nich popełnia samobójstwo, bo nie potrafią odnaleźć się w tej rzeczywistości... 


Któregoś ranka obudziłam się i nagle mnie natchnęło, przecież w psach możemy mówić dokładnie o tym samym. Im pies jest bardziej "prosty" w obsłudze tym lepiej radzi sobie w życiu, nie ma schiz, odnajduje się w każdych warunkach, przeżyje nie mając zajęcia, nie zwariuje, nie będzie mieć zaburzeń behawioralnych, nie będzie się okaleczać. Ma taką mądrość życiową, która każe mu oszczędzać energię, wpasowywać się, czerpać z tego co się ma. Nie mówię tutaj oczywiście o psach, które przecz człowieka są na siłę zamykane, mówię o psach puszczanych luzem bądź mających dość spokojne życie ze swoimi ludźmi. Teraz wyobrażam sobie moją Rize, która staje się tzw. wiejskim burkiem. Wiecie co widzę? Psa, który nie wie co ma ze sobą zrobić, który atakuje wszystko bezsensownie, który nie ma czasu na spanie czy jedzenie, bo zachwyca się wszystkim dookoła bądź po prostu reaguje na wszystko. Widzę psa, który w końcu sam siebie wykończy nie mogąc sobie zupełnie poradzić. I rzecz jasna myślę tutaj o pewnym spektrum, bo to nie jest wcale takie czarno - białe. Są psy, które znajdują się gdzieś po środku bądź są blisko granic, ja akurat myślę, że moja Rize jest na tym końcowym biegunie, gdzie o szaleństwo nie trudno. 


Musicie wiedzieć, że ja też długo niespecjalnie rozumiałam co tak naprawdę oznacza "dobry pies do pracy", jako osoba nie posiadająca psa i jedynie obserwująca je wydawało mi się, że najlepsze psy właśnie nie mają takich wysokich tendencji do zaburzeń. Moja Rize wydaje mi się psem bardzo trudnym w obsłudze,  którego trzeba tak wiele nauczyć. Gdzie ta jej inteligencja skoro ten pies nie rozumie nawet, że ma się położyć? Czemu tak mądra bestia nie potrafi zachowywać się jak zwykły przedstawiciel swojego gatunku? Przecież to taki typ, któremu na każdym kroku trzeba pomagać, mówić co powinna robić, bez tego nie jest w stanie funkcjonować. Kiedy się coś dzieje ona natychmiast czeka co ja powiem, żeby wiedziała co robić, żeby wiedziała jak ma reagować. Ja też po jakimś czasie się już przyzwyczaiłam do tego, że Rize jest jakby częścią mnie, nie jest odrębnym bytem, a przynajmniej tak się nie zachowuje. Mogłabym to porównać do posiadania takiego dajmona jeżeli ktoś z Was jest zorientowany czym one są. Muszę Wam jednak powiedzieć, że ja ją nauczyłam tego, że ona czeka na moją reakcję, było to jednak według mnie konieczne, inaczej robiłaby masę głupot. Pies nie ma tego w pakiecie, musicie mu pokazać, że Wy wiecie lepiej od niego i to co chcecie jest też dobre. Moja księżniczka miała z automatu chęć podążania za człowiekiem, ale resztę trzeba było dopieścić. Od początku mój szkoleniowiec, trenerzy mówili mi, że mam świetnego psa do pracy, że takich psów wcale nie ma dużo. Często słyszę bardzo dużo pozytywnych epitetów rzucanych w jej stronę, i ja naprawdę bardzo długo nie wiedziałam o co im chodzi. Dopiero jak zaczęłam dostrzegać inne psy na treningach zaczęłam coś rozumieć. Zaczęłam widzieć psy, które mają skupienie na np. 7 minut i dalej już idą wąchać trawkę, psy, które w ogóle wolały uciec niż podjąć zadanie, psy, które ignorowały wskazówki swojego przewodnika... Widziałam je też w przerwach, powiedziałabym właśnie o nich "o, no zwykły pies". Moja, gdyby nie była w kennelu leżałaby się telepiąc z emocji i ciężko dysząc, leżałaby tylko dlatego, że jest tego nauczona. Pewnie by jeszcze wyła i jęczała, ale nie zezwalałam nigdy na to. Jednak kiedy przychodziła jej kolej to potrafiła pracować tak długo jak chciałam, w pełnym skupieniu, dokładnie słuchając moich wskazówek, nawet jak krzyknęłam czy warknęłam (przy owcach to wręcz konieczność) to ona jedynie potraktowała to jako korektę. Po skończonym treningu moja pochwała to było najlepsze co mogło ją spotkać, a jeszcze długo po niej patrzyła na mnie czekając na dalszą aprobatę. I chyba zaczyna coś do mnie docierać, z moim psem mogę zrobić co chcę, bo jest jak plastelina, z której  mogę stworzyć dowolną postać. Jednak jest pewna cena, którą się płaci za takiego psa, to trudne początki, żeby temu psu właściwie wytłumaczyć funkcjonowanie świata. I ja jestem pewna, że któregoś dnia moja Rize będzie najcudowniejszym psem do sportu, ale i do życia. Któregoś dnia te problemy, które aktualnie jeszcze mam jak np. ogromne emocje przejdą do historii, bo sobie z tym poradzimy. 


Oczywiście, nikt nie musi się ze mną zgadzać, to tylko moje luźne spostrzeżenie. Dla osób, które od lat uprawiają psie sporty pewnie takie psy to codzienność, Ja jednak  mogę się dzielić swoimi wnioskami na bieżąco, bo to wszystko dopiero we mnie dorasta. Ciekawe czy w przypadku ludzi kiedyś będzie można to zmienić, bo znajdzie się coś co pomoże im odnaleźć się w rzeczywistości...