czwartek, 30 maja 2019

Być maliniakiem

Do napisania tej notki natchnęło mnie częste porównywanie psów innych ras do malin, a właściwie ich cech, jako iż w wyobrażeniu ogólnym belga to właśnie odmiana malinois jest tą użytkową, natomiast tervueren i groenendael to te wystawowe. Muszę tutaj z miejsca zaskoczyć parę osób, otóż są też maliny eksterierowe, podobnie jak są terviki i gronki użytkowe, których cechy wcale nie różnią się od ich krótkowłosych kuzynów (w końcu jakim cudem długość futra determinuje charakter?). To też mit który powielają często sami właściciele belgów, trochę dziwne... 


Wracając jednak do głównego tematu, zastanawiam się jakie to te maliniacze cechy mają inne psy, albo inaczej, jak ogólnie środowisko psiarzy wyobraża sobie tego psa? Pozwolicie, że jako właścicielka jednak użytkowego tervika będę używała po prostu sformułowania belg zamiast malina. Nim kupiłam Rize moje wyobrażenie było inne, belgi mówiono, że są twarde, zaciekłe, gwałtowne, narwane i dość nienormalne. I faktycznie, pewne rzeczy się pokrywają z rzeczywistością w przypadku mojego psa, inne absolutnie. Chyba jakoś tak zapadło w naszych głowach, że owczarek belgijski to pies, który pracuje w wojsku, niczym się nie przejmuje, jest gotów zrobić wszystko, oczywiście w kółko gryzie i nie jest tak zależny od swojego przewodnika, w końcu twardy pies powinien radzić sobie sam. Ostatnio nawet usłyszałam, że belgi są mniej wrażliwe od pewnej odmiany molosów, to dopiero zaskoczenie! Nie dziwię się, że takie mity narosły, w końcu kiedy się ogląda filmiki jak belg wisi na ręce pozoranta to nie bierzemy tego psa jako tego wrażliwego, zapatrzonego w człowieka, który przejmuje się każdą reakcją przewodnika. Kiedy słyszymy o pogryzieniach przez belgi albo po prostu widzimy jak nakręcony potrafi chwycić zębami nawet właściciela to jak możemy patrzeć na nie w kategorii psa, który zrobiłby dla tego samego właściciela wszystko? 

Niby belgi są coraz popularniejsze, ale mam wrażenie, że część ich właścicieli tylko świadomie bądź nie potwierdza te mity. Dopiero kiedy się z nimi rozmawia zadając konkretne pytania okazuje się, że jest w rzeczywistości zupełnie inaczej. Nie poznałam w swoim życiu dużo belgów, przyznaję się bez bicia, a swojego mam dopiero raptem 2,5 miesiąca. Rize dopiero się wielu rzeczy uczy, kształtuję jej charakter, pokazuję jej co od niej oczekuję, a czego nie. I mogę Wam powiedzieć na pewno, że to gryzienie słynne jest prawdziwe, i na pewno inne od tego co widzicie u swoich psów nie-belgów. Dopiero od niedawna mogę mojemu glutowi powycierać łapy bez mocnego kąsania, od niedawna mogę ją wyczesać bez gryzienia czy zajrzeć spokojnie w zęby. Tak to wierzcie bądź nie, ale cała reszta jest w uczestnictwie zębów. I tak kiedyś mój dobry znajomy powiedział, że według niego psy użytkowe myślą zębami tak teraz mogę się nieco z tym zgodzić. Ale tylko nieco, bo Rize ma dopiero 4 miesiące i my się uczymy ciągle panowania nad tym. Na grupach belgowych mówi się o tym, że miłość takiego psa po prostu boli, nie rozumiałam tego przez pierwszy miesiąc, bo skąd skoro taki maluch dużej siły nie ma? Ale tak, taki pies może Was z powodzeniem staranować, co więcej będzie ciągle próbował to robić. Pewnie są jakieś delikatne osobniki, mnie się jednak taki nie trafił. Ostatnio wystarczyło, że Monika przytrzymała ją za obroże, ja odeszłam może z 20 metrów i kiedy już do mnie dobiegła to tak mi przywaliła w zęby, że mam dwie dziurki na brodzie, dodam, że byłam w pozycji stojącej. Kiedy walczę o jej uwagę na psich spacerach to muszę się bardzo ekscytować za to, że do mnie przyszła sama z siebie, wtedy też mnie kąsa i to mocniej, bo i emocje są zdecydowanie silniejsze. Moja księżniczka sama nie lubi kiedy ktoś w nią wbiegnie/wejdzie, ale sama uwielbia to praktykować. Ma też ogromne skłonności do emocjonowania się o czym na blogu już wspominałam. Do tego stopnia, że zabroniłam jej witania się z ludźmi, którzy nie potrafią tego robić normalnie, inaczej doszłoby u niej do głupiego nawyku posikiwania na widok gości. Przez to, że tak szybko można ją wprowadzić w wysokie obroty to i to gryzienie jest takie spektakularne, bez tych emocji tego gryzienia takiego by nie było. Dla jednych jest to pożądane z uwagi na sport, dla innych może być problematyczne. Ja wyszłam z założenia, że chce mieć przede wszystkim psa do życia i musimy rozgraniczyć gryzienie w sytuacji treningu i takie, którego nie chcę w takich ilościach w normalny życiu. Na treningu agility mogłam zobaczyć jak bardzo mój pies potrafi się emocjonować, a to nie był jej najwyższy poziom, bo jestem pewna, że potrafi bardziej. Ktoś mi powie "ej, to super pies do sportu, czemu go tłamsisz?", ba, już takie informacje dostałam. Ale wyobrażacie sobie żyć ciągle na takich obrotach? Ciągle się ekscytować tak bardzo, że musicie to wyrazić na zewnątrz nawet jeżeli jest to nieakceptowane społecznie? Te emocje potrafią ją spalić, bo po takim treningu to miałam wrażenie, że jej woda w głowie została, a mózg eksplodował. Ja ciągle ją uczę tego, że żeby dostać to co się chce to musi się uspokoić. Dlatego tak mocno naciskam na samokontrolę, która z początku każdego psa frustruje, ale nie wiem jakby to było teraz bez niej. Zawsze na grupowych spacerach czuję się jak debil, bo jako jedyna nie spuszczę swojego psa póki się nie uspokoi, nie przestanie nawet delikatnie napinać smycz. Czasami to trwa z 30-45 minut, ale jeżeli jej pokażę, że nie musi włączać myślenia, bo wystarczy, że jest podniecona to czego ja ją uczę? Ale jeśli chodzi o minusy/trudności przy belgach to są chyba te dwie rzeczy. Dla mnie osobiście to po prostu rzeczy do przepracowania i tyle, wiadomo, nie nauczę Rize takiej delikatności wobec mnie jakiej bym sobie życzyła. Ale z pewnością zapanuję nad jej ekspresją emocji i bezsensownym gryzieniem. 


Jeśli znowu o emocje chodzi, ale co osobiście uważam za plus jest to, że niezależnie od tego co by się działo to Rize się nie wycofuje i nawet jak jest na wysokich obrotach komendy do niej docierają (innym faktem jest to, że jak była młodsza to częściej próbowała to olać). Przykładowo wczoraj wyszła ze mną na balkon, ja coś niosłam, ona zajęła się dywanem, ja w tym czasie zdążyłam wyjść i drzwi za mną się zatrzasnęły. Oczywiście panika, bo nie może za mną pójść (drzwi mam szklane), więc obserwuję co się dzieje. Początkowo chciałam zobaczyć czy poradzi sobie z otworzeniem drzwi, jednak moja Rize  zdecydowanie bardziej woli histeryzować. Jak już uznałam, że zaczyna to wyglądać niebezpiecznie to kazałam jej usiąść, siedziała póki nie otworzyłam drzwi. Widziałam jak cała się aż trzęsie, ale mimo takiego zdenerwowania posłuchała. Kiedy byłam bardzo zdenerwowana, czego ekspresyjnie nie okazywałam, ale przy niej nie muszę, to chociaż wyglądała jak pobita to szła przy mnie, słuchała tego co do niej mówię chociaż widziałam, że przeżywa jakbym miała w planach ją pokroić na kawałki. To jest coś zdecydowanie na plus i nie ma związku z karnością czy posłuszeństwem psa, umówmy się, 4 miesięczny szczyl chociaż całkiem fajny mi się udał nie jest jeszcze tak posłuszny jak dorosły i zrobiony już pies. Zdarzają się jej próby zbagatelizowania kiedy wymagam od niej jakiejś sztuczki, ale szybko się nauczyła, że to jednak ja mam ostatnie słowo, więc pod tym względem jest coraz lepiej. Dodam tylko, że chodzi o to, iż jestem bardziej uparta od niej i dążę do tego, aby jednak zrobiła to co od niej wymagam, bez używania jakiejkolwiek awersji. Kolejną sprawą, którą sama nie wiem jako co określić, bo to wszystko zależy od tego co się z tym zrobi. Wpatrzenie w człowieka i brak samodzielności, tym zdecydowanie cechuje się mój belg. W końcu dałam się przekonać, że mój Cyc faktycznie cycem jest i nie zamierzam się już spierać, że jest inaczej. Wiele osób walczy o uwagę swojego psa, ja też ciągle to robię, ale głównie w sytuacji wielkich rozproszeń. Ja musiałam moją Rize nakierować po prostu konkretnie na mnie, a nie na każdego człowieka na świecie. Robiłam to w sposób klasyczny, ale  szybciej osiągnęłam rezultat. Ma ona do mnie ogromne zaufanie i zdecydowanie beze mnie nie jest w stanie zrobić nic, czeka aż to ja zdecyduję co będziemy robić albo co ona ma zrobić. Dla mnie zaczęła się ze mną bawić (ona preferuje rozwalanie zabawek, szarpanie się z człowiekiem to jest przyjemność jedynie ze mną), dla mnie też przechodziła przez tunel czy "przeskakiwała" hopki na torze agility. Niby miałam zabawkę, niby się nią coś szarpała jak ćwiczyłyśmy, ale ponieważ była już wypruta z emocji (było 5 innych psów, które też miały swój trening, a ona oglądała) to robiła to wyłącznie dlatego, że mnie na tym zależało i ja się z tego cieszyłam. Wiele osób mówi o tym, że to są cechy typowo belgowe, to wpatrzenie jak w święty obrazek w swojego przewodnika jest podobno cechą pożądaną. Dodam tylko, że nie ma tutaj mowy o lęku separacyjnym, mogę zostawić mojego psa na parę godzin (dłużej jej pęcherz nie da rady) i ona nie ma z tym problemu. Jednak dopiero od niedawna uczę ją tego, że czasami zostaje nie tylko w klatce, ale też w pokoju beze mnie, tutaj jest problemem fakt, że Rize jeszcze się nie wycisza poza klatką to i długo sama w pomieszczeniu zostać nie może. Sytuacja z balkonem tylko potwierdza, że musimy popracować nad tym, że ona nie zawsze jeżeli jest poza klatką koniecznie musi być tam gdzie ja. Pocieszam się, że na zewnątrz będę mogła ją po prostu zostawić na komendzie "zostań" jak przyjdzie mi zniknąć z jej pola widzenia, natomiast w domu dobrze by było, żeby się nauczyła, że czasami musimy się rozdzielić. Jedyni powiedzą, że jest to chore, inni znowu będą zachwyceni tą "psią wiernością". Ma to swoje plusy i minusy, ostatnio jednak martwię się co będzie jeżeli przyjdzie mi np. pójść do szpitala. W życiu wszystkiego nie da się przewidzieć, a pewne obawy we mnie rosną. 


Oczywiście, każdy przedstawiciel swojej rasy będzie się w jakiś sposób różnił, ale ponieważ rozmawiałam z właścicielami użytkowych belgów i weryfikowałam na ile pewne cechy są nietypowe, a na ile bardziej charakterystyczne dla tej rasy to wydaje mi się, że obraz mojej Rize może mniej więcej pokazać jakie to są psy. Chociaż z pewnością nie każdy będzie tak dużo gryzł, nie każdy musi się tak emocjonować i nie każdy musi być takim cycem...

niedziela, 19 maja 2019

Trzeci Cyc

Co tam u nas? Ano trochę się dzieje... Rize robi się coraz większa, waży już 12kg i noszenie jej po schodach staje się coraz bardziej męczące, ale do 7 miesiąca już niewiele zostało (tia, raptem 3 miechy). Ja coraz bardziej za to zaczynam rozumieć czym jest popęd gryzienia i z iloma siniakami on się wiąże. Uwielbiam jak w emocjach moje belglątko postanawia wbić swoje ostre szpileczki w moją łydkę, zadowoli się też ręką. Z racji iż Rize jest bardzo emocjonalna to zdarza się to bardzo często. Wystarczy, że jej uciekam, bo nie posłuchała zakazu nie brania odchodów w paszczę, jak mnie dogoni to chaps za moją łydkę, jak nagradzam ją za przywołanie to chaps za moją rękę, a jak już próbuję skończyć to chaps za łydkę. Jak się stresuje/frustruje i nie rozumie czego się od niej chce to ponownie idą w ruch ząbki i tak w kółko... Ratuje się tym, że wpycham jej cokolwiek co mam pod ręką (o ile nie są to śmieci/jakieś jedzenie/kamienie), czyli przykładowo kwiatka, gałązkę, jakąś korę, szyszkę, coś co jest bezpieczne, a może zająć jej zęby. Przeważnie się to sprawdza, ale i tak obrywam co nieco. I jeżeli ktoś z Was sądzi, że można belga oduczyć gryzienia tak jak inne szczenięta to uprzedzam, nie, nie można. Dlaczego? Bo dla belga gryzienie jest jak dla bordera zaganianie wszystkiego co się rusza. Musicie to przekierować na coś, samo nie zniknie. 


Jeśli już o zaganianiu mowa to pochwalę się, że jesteśmy już na etapie kiedy Rize bardzo ładnie ignoruje rowerzystów, nie muszę jej już nawet chwalić, bo nie zwraca uwagi. Coraz lepiej jej idzie także ignorowanie ludzi, też potrafi już przejść dość blisko obcej osoby i nie chcieć się z nią witać. Natomiast teraz najmocniej ciągnie ją do psów i tak w piątek zdarzyło się jej pierwszy raz podbiec do psa, zignorowała mnie, na szczęście dla mnie ten pies postanowił jej pokazać, że sobie tego nie życzy i umocnić ją w przekonaniu, że nie było warto, ja dołożyłam swoje uciekając jej skoro postanowiła mnie nie posłuchać. Teraz już wiem, że wracam ponownie do kroku w którym ograniczam zaufanie kiedy pies jest zbyt blisko i w tym czasie jest powrót na smycz. Rize wyszła już z etapu małego szczyla, który trzyma się blisko człowieka, no właśnie... według mnie wyszła z tego etapu, według innych nie. Stąd nazwa notki, tak została określona przez Aleksandrę, z którą chodzimy na grupowe spacery psie. Zresztą Monika, która do tej pory miała psa z tytułem najbardziej zależnego psa od swojego przewodnika twierdzi, że ja i mój szczyl ich przebiliśmy. Ja tego tak nie widzę, ale to mój pierwszy szczeniak i nie wiem jak one zachowują się w tym wieku. Fakt faktem, Rize nie oddala się na dalej niż 30 metrów, cały czas sprawdza czy idę (chociaż uważam, że to ma wyuczone), co jakiś czas sama do mnie wraca, abym zwróciła na nią uwagę. Dodatkowo z nikim poza mną się nie bawi, chyba że jestem bardzo blisko, chociaż podobno to cecha belgów, że są tak nastawione na swojego człowieka i bawią się tylko z nim. Szuka też u mnie często wsparcia i sprawdza jak ja reaguję na pewne sytuacje. Dzisiaj widziałyśmy sarnę, była 10 kroków przed nami. Byłam prawie pewna, że zaraz mój szczyl za nią pobiegnie gdyż baaardzo ją nęcą leśne zapachy, jednak ona odwróciła głowę i sprawdziła co ja na to. Ponieważ ja stałam ona również postanowiła postać i popatrzeć, gdy sarna przeleciała rzecz jasna sowicie ją nagrodziłam. Osobiście nie wiem czy to jest kwestia jej zależności ode mnie czy po prostu tego, że umacniam ją w przekonaniu, iż to ja o wszystkim decyduje, jeżeli podejmie inną decyzję spotka się z konsekwencjami (tak jak w przypadku psa z piątku). Na psich spacerach potrafi bawić się z innymi psami, polecieć z nimi dość daleko i nie patrzy na mnie co chwila, według mnie jest wtedy bardzo niezależna. Ale to właśnie od osób z którymi chodzę na spacery coś takiego usłyszałam, heh... Może kiedyś poznam więcej młodych belgów i zobaczę czy moja faktycznie znacząco się różni. 


Zaczynamy też stawiać pierwsze kroki w psich sportach, w ostatnią sobotę byliśmy w Chilabo na pasieniu. Pasienie było pierwszym psim sportem, które mnie zafascynowało. Jako dziecko wychowane w lesie bardzo sobie cenię wszystko to co jest naturalne i gdzie działają instynkty. Dlatego właśnie ta dziedzina bardzo mi się podobała, uwielbiałam oglądać profesjonalne psy, które zaganiają owce, coś pięknego! Nigdy nie kręciły mnie sporty typu agility, obi czy tym bardziej frisbee, bo tam nie było według mnie nic co rozwijałoby naturalne psie popędy. Ponieważ miałam okazję dzięki Monice i Damonowi trochę poobserwować przez ostatnie lata jak to wygląda to byłam pewna, że z moją Rize spróbuję prędzej czy później. Hodowczyni uprzedzała mnie, że mój belg może nie mieć instynktu pasterskiego, bo jej linia była hodowana czysto na gryzienie. Ani matka, ani babka, w zasadzie nikt nie pasł z powodzeniem, były próby, ale mizernie to wychodziło. Jednak niezrażona wyszłam z założenia, że i tak warto spróbować. Gdzieś w duchu liczyłam, że ten instynkt faktycznie się nie pojawi, bo wtedy nie będę miała dylematu między pasieniem a mondioringiem. Nie ukrywam, że nie dam rady finansowo robić tych dwóch sportów na równym poziomie, któryś muszę wybrać jako dominujący. Jednak mój Cyc wszedł z innym człowiekiem (pozdrawiamy Pana Łukasza!) i zainteresował się bardzo owcami, zostało mi pokazane jak mam prowadzić owce, więc później wkroczyłam i ja. Niesamowite doświadczenie, bo mój maluch naprawdę ma instynkt! Nie goniła bezsensownie za owcami, to wszystko miało ręce i nogi. Potrafiła odkleić owce od ogrodzenia, świetnie sprowadzała owce, która odeszła od grupy, zmieniała kierunki, po prostu wow! Nie tylko ja byłam pod wrażeniem, bo i nasi trenerzy bardzo ją chwalili, wręcz chyba zainteresowali się posiadaniem belga. Belga, który był hodowany na gryzienie, a ona ani razu nie dziabnęła owcy! Przy drugim wejściu mieliśmy pewien incydent gdzie zahaczyła swoją obrożą o róg barana i wtedy wpadła w panikę. Bałam się, że już będzie po wszystkim, bo ona jest zdecydowane wrażliwą księżniczką... Jednak przy trzecim wejściu okazała wielki entuzjazm i zaangażowanie, a ja pękałam z dumy, że mam tak wszechstronne stworzonko. Ponownie usłyszałam, że mam bardzo myślącego szczeniaka, widzicie belgowcy? Nie każdy belg najpierw działa, a potem myśli! Teraz czas pomyśleć o treningu mondioringu. Dowiedzieć się jakby to miało wyglądać, co by nas to kosztowało i z czym się wiąże, abym mogła kiedyś zdecydować co będzie ważniejsze. Pasienie bardzo wycisza psa i uczy samodzielności, wyciszenie zdecydowanie by się Rize przydało, bo jest bardzo emocjonalna i dużo to ją kosztuje, podobnie jak i mnie... Jeśli chodzi o samodzielność to jeżeli faktycznie jest aż tak przywiązana do mnie to też by jej nie zaszkodziło jeżeli nauczyłaby się sama podejmować pewne decyzje. 





Na zakończenie chciałabym pokazać filmik zmontowany przez Monikę, pokazuje pierwsze tygodnie u mnie. Nie ma tam nic specjalnego dla osób z zewnątrz, ale dla mnie jest zdecydowanie bardzo specjalny. Już zapomniałam jaką małą kluchą kiedyś była! Miło będzie wrócić do takiej pamiątki szczególnie po latach kiedy już cały etap wychowania będzie za nami. Miłego oglądania i mam nadzieję, że kiedyś będzie jakaś kontynuacja!