poniedziałek, 11 listopada 2019

Pies o jednym trybie



Rize jest coraz starsza, jej charakter oraz naturalny potencjał staje się coraz bardziej wyraźny. Jej priorytety są już bardziej klarowne w porównaniu z tym jak była młodsza, powoli staje się już psem, a przestaje być szczeniakiem. Wiadomo, niedojrzałość psychiczna to jedno, na to potrzebny jest czas, ale mogę już sobie nieco wyobrazić co będzie za rok czy dwa.... Nie chcę robić z tej notki poradnika jak żyć z takim psem czy też demonizować użytki, chcę przedstawić jaki jest mój pies. 

Przez pierwsze miesiące jej życia sądziłam, że Rize jest po prostu szczeniakiem i któregoś dnia pewne rzeczy przestaną być takie podniecające, że niektóre zachowania naturalnie zaczną zanikać, a ja przy takim trudzie wychowawczym będę mogła odsapnąć na spacerach. Teraz już wiem, że to są jej cechy osobnicze, niekoniecznie mają związek z wiekiem... Mój belg to po prostu pies stworzony do pracy, ale to nie jest tak, że ona ma wysoką motywację, nie... Ona jest jak maszynka! Dla niej istnieje tylko praca, to jest jedyny cel jej życia, robić coś, robić to dla swojego człowieka! Rize to nie jest pierwszy pies, którego widzę z trybem pracy, ale jest pierwszym psem, który nie ma nic poza tym. Ona mogłaby nie spać, nie jeść, nie pić, nie robić nic poza zadaniem, które ma do wykonania. Robiłaby tak długo aż wycieńczona by padła, bo organizm odmówiłby posłuszeństwa. I robiłaby to z własnej woli, ja nie musiałabym prosić czy zachęcać. Tak naprawdę to pies, którego trzeba ZMUSIĆ do odpoczynku, nie dać jej absolutnie żadnego wyboru, pozbawić jakichkolwiek bodźców, wtedy potrafi się zregenerować. Powiecie, że w sumie co w tym złego? Wielu z Was pewnie marzy o tak wysokiej motywacji, bo musicie się natrudzić, aby pies tak chciał. Dla mnie to jednak nieco przerażający widok jak mój pies się aż trzęsie kiedy zaczynam coś z nią robić. Z jednej strony ta motywacja pomaga mi w życiu, z drugiej powoduje, że mój pies każdego "normalnego" zachowania jest uczony na zasadzie zadania. Ona nie widziała sensu w jedzeniu, w gryzieniu gryzaków, na początku na spacerach sfrustrowana jęczała, bo też nie rozumiała po co są, nie chciała spać, nie chciała spokojnie wylizywać, nie chciała się położyć. Rize w ogóle nie chciała nic co jest takie typowo psie, nie ogarniała bądź dalej nie ogarnia czerpania przyjemności z takich zwykłych rzeczy. Do tego od początku była drażliwa, miałam trudności z czesaniem jej, zakładaniem jej czegoś, w ogóle przytrzymanie jej na chwile, szczególnie na plecach kończyło się szarpaniem, bo nie podobało się jej jak ingerowałam w jej wolność jakkolwiek. 

Żeby było mało do tego wszystkiego dochodzą te emocje... Tutaj mam najwięcej roboty, najpierw nauczenie mojego psa myślenia mimo emocji, a potem nie pozwalanie jej wchodzić na wysokie obroty. Problemem jest to, że Rize wszystko pobudza i bardzo trudno sprowadzić ją na ziemię jeżeli pozwoli się jej popłynąć za tymi emocjami. Z tego powodu nie może bawić się z innymi psami, nie może witać się z ludźmi, nie może witać się ze mną, nie można za długo się z nią szarpać, za długo rzucać piłką czy robić cokolwiek co jest zbyt ekscytujące. Dlaczego? Bo neuronki się przepalają i tracę z nią kontakt, a ona sama nie wie co się dzieje i zaczyna u niej odpalać np. gryzienie mnie. Poza tym jest psem, który szybko może zacząć się nakręcać co później skończy się  obsesją. Nie potrzebuję, żeby mi się zafiksowała na czymś. Co za tym idzie odpoczywa jedynie w klatce, trochę też potrafi w aucie, poza tymi miejscami wyciszenie się graniczy z cudem, chociaż ostatnio dwa razy udało się jej zasnąć mimo iż w klatce jej nie zamknęłam. W jej życiu jest masa samokontroli, nie chodzi o to, żeby pozbawić ją popędów, chodzi o to, żeby zawsze była świadoma tego co robi i nie odpływała, bo emocje wzięły górę. Regularnie trenuję z nią pasienie owiec, myślicie, że takie emocje przy owcach sprzyjają? Absolutnie! Owce się denerwują jak pies jest zbyt gwałtowny i narwany. Rize oczywiście się trzęsła jak tylko miała wejść na pole, co wymyśliłam, żeby to zmienić? Po wyjściu z klatki kładłam się na nią i czekałam aż przestanie się telepać. Dopiero wtedy mogła iść dalej, nic innego nie działało. Zawsze pierwsze wejście miałam spalone, bo nie mogła wytrzymać tak ją rozwalało od środka. Dalej są emocje, ale teraz bardzo szybko się przy nich ogarnia, od razu zaczyna myśleć, co ciekawe w pracy zdecydowanie słabiej i rzadziej ją muszę korygować niż w życiu codziennym. W ogóle świetnie sobie radzi przy pracy, zachowuje się wtedy jak dorosły pies, nic nie jest jej straszne, nie potrzebuje przerw nawet jeżeli widzę, że już jest za dużo to według niej możemy iść dalej. Moja trenerka od owiec powiedziała ostatnio, że to pies, którego można wziąć do prawdziwego stada od 50-80 sztuk owiec i zaangażować ją do pracy na cały dzień, bo dałaby radę z powodzeniem. A przerasta ją czekanie w samochodzie aż wysiądzie, bo nie wie co ma ze sobą zrobić, bo przecież tak bardzo chce już wyjść i coś robić....

Taki pies to marzenie dla każdego kto ma ambicje na poziomie mistrzostw świata. Ona nigdy nie odmówi pracy i może pracować tak długo jak ktoś ma wyobraźnie, ona się nie zawaha, tak długo jak coś od niej chcesz to ona będzie to robić. Jak to owczarek uczy się błyskawicznie, chętnie podąża za wskazówkami, łatwo się ją koryguje w trakcie szkolenia, jest baaardzo odporna na presję, bez nagrody może pracować długo, zresztą nagrodą może być sama pochwała. Jest bardzo plastyczna, jeżeli chcę, żeby coś robiła to ona będzie to robić. Takie nawet codzienne sytuacje, chciałam ją przygotować do zdjęć jesiennych, więc rzucałam w nią liśćmi, ona sama z siebie już pobita, ale wystarczyło, że ją pochwaliłam w trakcie i nagle stało się to najlepszą zabawą świata. Sama z siebie kocha wodę, ale jeżeli woda leci w jej stronę to jest niezadowolona, wystarczy pochwała i ona zacznie łapać lecącą w jej stronę wodę, zaraz stanie się to przyjemne. Ona nie negocjuje w trakcie nauki, nie próbuje czegoś zmieniać jeżeli doskonale wie o co chodzi, dla pochwały jest gotowa zrobić wszystko. Można ją przekonać do wszystkiego i równie dobrze zrazić. Sama nie radzi sobie ze sobą zupełnie, bez mojej pomocy byłaby chodzącym chaosem niebezpiecznym dla siebie i innych. Jej trzeba bardzo pomagać, bo jej emocje są silniejsze od jej faktycznych potrzeb. Witanie się z innymi ludźmi z jednej strony jest ekscytujące, a z drugiej stresujące, bo w trakcie zaczyna CS'ować. Sama z siebie nie potrafiłaby zrezygnować z tego witania się, trzeba było jej pokazać, że nie musi, a nawet nie powinna tego robić. Ma też zapędy do obrony zasobów, co też od początku muszę jej hamować, bo zdecydowanie nie jest typem, który lubi się dzielić, a przy okazji chętnie by maltretowała równych sobie. Nawet swojego wujka Damona potrafi cichaczem odsunąć od rzeki jak jest w trakcie picia.... Jednak ja natychmiast to koryguję jak tylko widzę, że próbuje coś takiego zrobić. 

Dzięki temu wszystkiemu mam psa, który w wieku 9 miesięcy może chodzić praktycznie wszędzie luzem, bo reaguje natychmiast na każde moje słowo, udało mi się wygrać z jej instynktem łowieckim i poradzi sobie nawet jak sarna przebiegnie jej drogę. Ale z drugiej strony ciągle mam ją na oku i sprawdzam czy się czymś przypadkowo nie pobudziła i co z tym pobudzeniem zrobi. Nauczyła się, ze jak ją coś za bardzo kusi to wraca natychmiast do mnie, coś sobie pojęczy, ale tak jej jest łatwiej sobie poradzić. Nauczyła się, że to ja jej pomagam radzić sobie kiedy emocje są za duże ponieważ to ja przejmuję kontrolę nad sytuacją. Wiedziałam, że pierwszy pies w życiu to zawsze jest wyzwanie, bo człowiek się dopiero uczy, ale nie sądziłam, że los postawi przede mną psa, który byłby wyzwaniem i dla doświadczonych....

piątek, 1 listopada 2019

Jak wyciszyć maliniaka? Cz.1

Nie wiem dlaczego, ale z jakiegoś powodu bardzo mało się mówi o tym, że użytkowe belgi jednak mają problem z wyłączaniem się, odpoczywaniem, wyciszaniem. Wszyscy mówią, że to trudna rasa, że nie powinni jej brać początkujący, problemem jest to, że nikt nie mówi na czym ta trudność polega. Osobiście uważam, że właśnie brak wbudowanego offa i bardzo niski próg pobudzenia, a do tego ogromna potrzeba gryzienia powoduje, że ten pies nie tylko staje się uciążliwy, ale także niebezpieczny. Jestem szczerze zszokowana jak na belgowych grupach dyskryminuje się używanie kennela, jak niektórzy woleli robić pięć razy remont mieszkania zamiast zamknąć psa w klatce, a ostatecznie jak sporo tych psów żyje jednak w kojcach. Niektórzy po paru miesiącach decydują się na klatkę, brawo dla nich, że zauważyli problem, powodzenia z nauką u paromiesięcznego szczyla, który już został nauczony trybu - robić - robić - robić! 


Wiecie co jest podstawą wychowania maliniaka? Wcale nie treningi codzienne, wcale nie skakanie po drzewach, nie gryzienie pozoranta, ale właśnie nauczenie tego psa, że jest czas na aktywność i czas na odpoczynek. Wydaje się być proste? Ale niestety takie nie jest... Uwierzcie, nauczenie mojego psa niebiegania za kotami czy sarnami zajęło mi dwa miesiące. Nauczenie jej odpoczynku to niekończący się proces. Mogłabym dzisiaj z nią jechać na zawody pasterskie, a nie mogę jej zostawić niezmęczoną na godzinę poza klatką. I oczywiście, są belgi, które ten wyłącznik mają, pomijam fakt, że najczęściej to nie są psy z linii czystko użytkowej, ale są i takie, które potrafią się wyciszać same z siebie mimo użytkowości. Mogę im tylko szczerze pozazdrościć, ale z tego co widzę zdecydowana większość ma jednak z tym problem. Widzicie, to są psy, które zostały wyhodowane do tego, aby jednak czymś się zajmować. Czymś mam na myśli pracę umysłową, często skomplikowaną, ale jeżeli tego nie mają to i inne rzeczy też wydają się być spoko. Musicie wiedzieć, że energia rodzi energie, im więcej będziecie swojemu belgowi rzucać piłki tym więcej będzie jej chciał, im więcej będziecie z nim skakać tym więcej będzie chciał, zaczniecie z nim biegać, jeździć na rowerze, cokolwiek sobie wymyślicie to macie prostą drogę do stworzenia potworka. Wiecie o co tak naprawdę chodzi? Wcale nie o to, żeby psa wymordować tak, żeby padł, bo on się zaraz zregeneruje i będzie chciał więcej. Chodzi o to, żeby dostarczyć mu to czego potrzebuje, a młody pies wcale nie potrzebuje padać na pysk, i tyle. Jeżeli niezbyt rozumiecie o co chodzi w treningach, pracy umysłowej i zmęczeniu fizycznym to skontaktujcie się z dobrym szkoleniowcem. Patrząc na to co ludzie określają mianem treningu jednak sporo osób nie rozumie co to tak naprawdę jest i do czego ma zmierzać. 

Przyznaję się bez bicia, że sama musiałam się sporo nauczyć i naprawdę dobrze zrozumieć jak działa mój pies, aby zacząć ją wyciszać. Bywało trudno, popełniałam wiele błędów i bywało, że ocierałam się o fiksację u mojego psa, jednak w porę reagowałam. Gdy ją przywiozłam miała 7 tygodni, i pamiętam słowa Moniki, że przez pierwszy miesiąc szczeniaki głównie śpią... Taaa, normalne pewnie śpią, u mojej to była walka o to spanie. Pamiętam, że miałam klatkę taką gdzieś 107x90x67, coś koło tego. I problem, bo ona może w tak dużej klatce skakać, biegać, rozpędzać się, co gorsza miała jeszcze kocyk w środku i nawet pokusiłam się o zabawkę do dziamgania. W końcu po jednym dniu jak zrozumiałam, że coś jest nie halo to dostała klatkę o połowę mniejszą, jeszcze dobry tydzień walczyłam, żeby mogła mieć kocyki w środku, bo jakoś nie chciałam, żeby leżała na łysej klatce, ale w końcu skończyła z łysą klatką przykrytą kocykami. Na początku przykrywałam tak, żeby nie mogła nawet szparki dostrzec, bo jak tylko cokolwiek widziała to natychmiast się uruchamiała. Potem stopniowo odsłaniałam, ale to naprawdę trochę trwało... Największym problemem było to, że ona nie chciała gryźć niczego, chciała to sobie podrzucać i się tym bawić. Siedziałam wtedy nad nią i tym gryzakiem i korygowałam ją tak długo aż zrozumiała, że nic poza spokojnym gryzieniem nie wchodzi w grę. Nie mogłam odchodzić jak dostawała gryzak w klatce, bo jak tylko wyszłam to było dzikie szaleństwo. Do dzisiaj pamiętam te cudowne poranki jak mój pies lizał kratę w klatce, bo tak mocno umierał z nudów. Nie mówiąc już o próbach łapania własnego ogona, gryzieniu łapy czy kopaniu w dno klatki. Pierwsze noce były dla mnie koszmarne, bo nie dość, że człowiek co 3-4h wstawał, żeby ją wysikać to jeszcze bez przerwy się tłukła w tej metalowej klatce. Mogłabym ją wywalić i mogłaby spać w innym pomieszczeniu, ale wtedy nie mogłabym korygować jej zachowania i dalej by szalała. Jak już zrobiła się starsza i zrozumiała, że poza spokojnym gryzieniem gryzaków nie może robić nic w tej klatce to zaczęło się nerwowe dyszenie. O matko jak ja tego nienawidziłam, jak się we mnie gotowało. Zakładałam słuchawki na uszy i ignorowałam to, to był dla mnie najgorszy etap. W końcu jednak przestała się stresować, zrozumiała do czego służy klatka i dzisiaj sama jak czuje zmęczenie to do niej zmierza i zasypia. Aktualnie śpi w klatce materiałowej, ja mam za płytki sen na metalową...


Zauważyłam, że świetnie wycisza ją lizanie, więc próbowałam jej podawać konga, ale jej słaba determinacja w wylizywaniu jedzenia powodowała, że krótko się nim interesowała. Z czasem zdesperowana zaczęłam napełniać go jogurtem i to zaczęło ją powoli bardziej zachęcać. Dzisiaj już często wrzucam po prostu mielone mięso, a ona chętnie wylizuje. Mam też miskę spowalniającą, która świetnie się sprawdza, bo znowu musi wylizywać, chociaż nie jest łapczywa w jedzeniu, ale fajnie to uspokaja. Koło 8 miesiąca zaczęłam jej dawać piłki do napełniania jedzeniem, bo wcześniej by się nimi bawiła, ale teraz już rozumie, że głównym celem jest wydobycie żarcia. Z piłkami jednak nie zostawiam jej samej jak z kongiem czy gryzakiem w tej chwili. Dodatkowo wprowadziłam legowisko poza klatką, to miejsce gdzie ma konsumować to co ode mnie dostanie, to też miejsce na którym ma przebywać jeżeli ja się przemieszczam w pokoju i chcę coś robić. Uczy ją to tego, że nie musi, a nawet nie powinna pchać się do wszystkiego co ja próbuję zrobić. Dużo ludzi uważa, że zabawy węchowe wyciszają, akurat mojego psa pobudzają. Mnóstwo zabaw węchowych mamy, bo Rize uwielbia węszyć, ale nigdy nie traktuję tego jako sposobu na wyciszenie. Możecie jednak próbować z matami węchowymi, grami edukacyjnymi, wrzuceniem jedzenia do zwiniętego koca, do kartonu pełnego rolek papieru, możecie też chować zabawki czy ćwiczyć patyczki węchowe, które używa się w obi. Nie bawię się już zabawkami w domu, na początku chciałam jak z nią ćwiczyłam czy budowałam motywację na żarcie to były, ale aktualnie wycofałam zabawę całkowicie i to daje lepsze rezultaty. Czasami zabawki są formą rekwizytów jak przy nauce wrzucania zabawek do misek, do nauki trzymania czegoś w kufie, ale nie bawimy się nimi. 

To jednak, że pies potrafi się już wyciszyć w klatce czy domu w dużej mierze zawdzięcza się temu co robi się z tym psem na zewnątrz. Jednak o tym skrobnę kolejną notkę, dlaczego tak bardzo poprawiło nam się w domu w momencie gdy zmieniłam to co robimy na zewnątrz. Dodatkowo polecam kanał pewnego szkoleniowca, który mówi o tym jakie są faktycznie psy z linii użytkowej, o czym w Polsce jakoś się milczy... 

*użyłam w tytule określenie maliniak, dlatego że w Polsce zdecydowana większość psów z linii użytkowej to właśnie odmiana malinois