czwartek, 28 maja 2020

Farm dog

Dawno nic nie pisałam, bo też ostatnio ani nie miałam specjalnie weny twórczej, z czasem ostatnio też mam krucho... W marcu jak większości z Was nieco się skomplikowało przez wirusa z Chin, moim największym problemem było wtedy to, że regularne treningi z owcami miały się skończyć. Od dawna planowałam zakup owiec dla mojego psa, ale jakoś ciągle zwlekałam, bo wydawało mi się, że to jeszcze nie ten czas, że wciąż brak nam obu doświadczenia. Jednak wizja miesiąca bądź dłużej braku dostępu do nich mocno mnie załamywała... 

Tak też końcem marca przywiozłam 6 sztuk od mojej trenerki z Chilabo, a potem dokupiłam jeszcze 3 typowo górskie z Podhala, a ostatecznie jeszcze jedno jagnie niespodziewanie mi się urodziło, więc w sumie mam 10 sztuk. Trzeba przyznać, że początki były trudne... owce, które wcale nie chciały współpracować, bały się mnie, nowego miejsca, a pies w ogóle był największym złem jakie było im w życiu zobaczyć. Pierwsze 2/3 tygodnie były przerażające, a jednocześnie byłam pełna podziwu, że mój pies naprawdę jest w stanie dogonić uciekające stado, zablokować i przyprowadzić. Tak naprawdę dopiero od końca marca zaczęła się nasza poważna przygoda pasterska....

Muszę Wam powiedzieć, że pasienie sportowe a pasienie farmerskie to zupełnie dwie różne rzeczy. Tak naprawdę uwielbiam pasienie farmerskie, a w tym momencie sportowe jest już dla mnie kwestią jedynie zawodów i egzaminów. Nie ma w nim tego co mam przy codziennej pracy z owcami. To jest dopiero prawdziwy test dla psa, ale i pasterza. Kiedy owca schowa się pod blachę, jedna ucieknie za dom, jakaś postanowi, że nie wejdzie do stajni. Pierwszy raz widziałam jak mój pies chodził PO owcach, jak łapami dusiła barana, który nie chciał się ruszyć. Pierwszy raz mogła na pełnym gazie pracować przy owcach, bo najnormalniej w świecie chciały uciec w stronę ulicy. Dopiero teraz widzę jak wartościowym jest psem pod kątem pasterstwa i jaki ogrom presji jest w stanie udźwignąć. Nie czarujmy się, tutaj każdy błąd kosztuje i jestem o wiele bardziej nerwowa i surowa jak przy pracy sportowej. Bywały naprawdę ostre chwile, kiedy chodziło już o życie owiec czy mojego psa, nie ma w takim miejscu czasu na pozytywnie wzmocnienia. Mimo iż przed zakupem swojego stadka pasłyśmy rok, i to naprawdę jeździłam na treningi tydzień w tydzień, czy wiało, kurzyło, lało, byłam każdego tygodnia przez okrągły rok. I tak naprawę praca farmerska mocno mnie zaskoczyła, była i dalej jest wielkim wyzwaniem. Sama nauczyłam się też naprawdę dobrze w porównaniu do tego co było czytać owce i je rozumieć. Lepiej sama potrafię im już komunikować co sobie życzę, gdzie chce je przeprowadzić. Jednocześnie jest to też dodatkowy obowiązek dla mnie i psa, bo to codzienny wypas z nimi, czasami raz, ale najczęściej dwa razy dziennie. Podczas którego Rize pilnuje granic, przesuwa owce od niechcianych miejsc, przeprowadza tam, gdzie mnie pasuje. Nie ma, że jest ulewa, zimno, nie chce mi się, trzeba po prostu się stadkiem zająć, bo musi jeść, a wierzcie mi, że owce wolą na trawę jak jeść siano. 

Kiedyś chciałam mieć psa o dobrych popędach, jednocześnie przyjemnego w życiu codziennym, chciałam psa, którego będzie satysfakcjonować jak potrenuję 3-4 razy w tygodniu coś co będzie na bazie zabawy, będziemy chodzić na wspólne spacery. Kiedy widziałam bordery (ISDS), które nie widzą świata poza owcami, bo to ich jedyny cel w życiu, byłam zniesmaczona. Nie chciałam robota, który żyje po to, żeby pracować, który tylko czeka na pracę i nic więcej go w życiu nie interesuje. Dzisiaj mając swoje owce nie wyobrażam sobie innego psa, bo moja Rize ma wpatrzenie w owce i taką motywację do roboty jak prawdziwy ISDS, wręcz niektóre mogą się przy niej powstydzić. Nie dałabym rady mieć własnych owiec z psem, który nie jest tak mocno zdeterminowany, który nie oddałby swojej duszy w zamian za pasterstwo. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, żeby mając własne stado, typować na kolejnego psa takiego, który popracuje dla fanu, a resztę zwyczajnie nie da rady. Jednak o tym drugim psie myślę, bo ilość pracy jest dość duża jak dla jednego psa, przydałaby się jakaś pomoc za 3 lata przynajmniej. 

Teraz patrzę na pasterstwo już coraz poważniej, czuję coraz większą determinację, aby zrobić z tego coś większego, pracować w przyszłości na wielkich stadach, może uczestniczyć w borderowych trialach? Kto wie... czuję, że jednak odnalazłam swoje powołanie w psim świecie, a moja Rize zdecydowanie się ze mną zgadza. Obie lubimy ciężko pracować, więc mam nadzieję, że będzie nam to dane przez najbliższe lata. W kolejnej notce wspomnę o zmianach jakie zauważyłam u mojego psa w związku z systematyczną pracą....