poniedziałek, 16 marca 2020

Wspólny rok

Dzisiaj mija rok jak przywiozłam Rize do mojego domu, jak zaczęłam swoją przygodę z psem i z belgiem... Trudno mi uwierzyć, że zleciało tak szybko, bardzo wiele się przez ten czas zmieniło, a jeszcze więcej się nauczyłam. Chyba nigdy nie zapomnę jak byłam przerażona, czułam się zupełnie niegotowa na psa jeszcze (ta, w końcu 9 lat to mało...). Jednocześnie zakochałam się w moim belgu błyskawicznie, raptem parę dni i już czułam, że to jest to, i chyba tylko to uczucie pozwoliło mi przetrwać całą resztę...


Wiele razy pisałam o różnych trudach wychowania Rize, jak ciężko mi było okiełznać jej emocje, jak często mnie przerastały, jak jej gryzienie potrafiło mnie zdołować, jak brak wyciszania mnie przerażał... Nigdy nie zapomnę jak intensywny to był czas, jak często zmuszałam się do robienia rzeczy na które już zwyczajnie nie miałam ochoty. Wiedziałam jednak, że jeżeli przez to nie przejdę to nic z tego nie będzie... Szczególnie ten 6 miesiąc mocno odczułam, kiedy Rize zaczęła biegać za wszystkim, zaczęła przeganiać psy, a jej emocje były tak wielkie, że aż ja je czułam. Pamiętam jak wychodziłam z domu, minęła chwila, a mój belg od razu próbował ruszyć np. za kotem czy zającem. Pamiętam jak byłam zła, że musiałam wtedy ją odesłać do domu i odebrać jej spacer. Miałam plany, że tego i tego dnia pójdziemy gdzieś, coś poćwiczymy, może się uda tym razem coś zrelaksować, a tu jeszcze nic się nie zaczęło jak się skończyło. Dużo łez uroniłam, bo nawet nie mogłam mojego psa normalnie pogłaskać, była tak podjarana, że groziło mi to wybiciem zębów, w ogóle jakiekolwiek dotykanie jej, obsługiwanie było koszmarem... To ciągłe pilnowanie, aby nie wskoczyła w zbyt wysokie emocje, bo wtedy już trudno było się z nią skontaktować. Bardzo dużo dało mi wychowanie tego psa, jestem z natury obserwatorem z mózgiem analityka, więc bardzo szybko udawało mi się znaleźć jakieś rozwiązania, niektóre wymagały dużego nakładu pracy, ale w efekcie zawsze udawało mi się znaleźć jakieś rozwiązanie...

Najtrudniejsze jednak było dla mnie zaakceptowanie mojego własnego psa. Bardzo trudno było mi się pogodzić z tym, że jest psem, którego trzeba mocno monitorować, dosłownie o wszystkim za nią myśleć, a do tego bardzo musiałam pilnować siebie. Do dzisiaj bardzo potrafi mnie irytować kiedy przez pół spaceru przykleja mi się do nogi, bo nie chciałam ją dopingować w noszeniu patyka... Zaczyna CS'ować i uspokajać mnie chociaż tak naprawdę po prostu ją zignorowałam, bo nie chciało mi się co chwile jej zachęcać. Dla niej to jednak już powód do stresu... Dalej nie rozumiem, dlaczego potrafi zachowywać się jak pobita, bo nie dokończyła gryzaka (jakbym jej kiedykolwiek kazała go dojeść!). A już najbardziej boli mnie kiedy nerwowo dyszy na wieczornym siku, a robi to, bo wie, że to jej ostatnie wyjście. Nawet jeżeli dzień miała bardzo udany to i tak przeżywa ostatnie wyjście... Czuję wtedy, że zawiodłam jako właściciel... Dopiero z czasem musiało do mnie dojść, że ona po prostu przeżywa świat tak mocno, tak silnie chłonie wszystko, a jest do tego bardzo ekspresyjna, niesamowicie kontrolująca i bardzo niepewna siebie... Było mi trudno to zrozumieć, było mi bardzo trudno się z tym pogodzić. W końcu podeszłam do niej jak do niepełnosprawnego dziecka, no musisz zaakceptować je za to jakie jest, bo rzeczywistości nie zmienisz, kropka. Ja oczywiście nie twierdzę, że Rize jest chora, ale nigdy nie zmienię jej wrażliwości na świat, a w szczególności na mnie. Uczę ją, że to ja kontroluję środowisko, nie ona, pokazuje jej, że nie musi być tak bardzo przejmować się mną, że wolno jej podejmować inicjatywę, że nie warto się denerwować.

 Dopiero od jakichś trzech miesięcy akceptuję mojego psa takim jaki jest w pełni, przestałam się stresować, że to moja wina, że ja muszę coś zrobić i zmienić, bo inaczej nigdy nic z tego nie będzie. Oczywiście, wciąż są rzeczy, które chcę zmienić, ale to są te, które wiem, że mogę poprawić (jak chociażby odpoczywanie w domu). Wiem jednak też, że potrzebujemy na to czasu, najnormalniej w świecie mój pies musi dojrzeć. Uwielbiam jednak naszą wspólną pracę, jeżeli tylko mam całkiem normalny jak na nią poziom emocji to idzie nam naprawdę fajnie. Szczególnie pasienie tutaj muszę wyróżnić! Rize jest pod tym kątem na naprawdę wysokim poziomie, a jak na psa pasterskiego jest wciąż bardzo młoda. Nawet miałyśmy ostatnio przyjemność poćwiczyć na całym stadzie owiec, było to 60 sztuk! Z czego 20 to małe jagniaki, które zwykle mocno kuszą psy, bo bardzo szybko się poruszają i są maleńkie. Czasami jestem przerażona ilością emocji w trakcie, ale czasami zaskoczy mnie tym jak dojrzała jest. Potrafi pracować nieprzerwanie, tak długo jak tylko chcę to ona będzie kontynuować. Nigdy nie odejdzie, nie zrezygnuje, oczywiście, ja też widzę spadek skupienia, czy kiedy już jest za dużo. Zwykle staram się nie dopuszczać do tego momentu, ale jednak wiem, że ona nigdy mnie nie zostawi. Doceniam to, że sama już potrafi blokować owce przed ucieczką, sama widzi kiedy próbują się wyłamać i sama decyduje, żeby je zatrzymać. Bardzo doceniam to, że kiedy biegnie za owcami na pełnym gazie, aby je powstrzymać to robi to z głową, tak, żeby one faktycznie powróciły, a nie po prostu traktuje to jak pościg. Nawet jak wyślę ją po owce z 50 metrów to wiem, że nie wleci mi w środek stada. To dla kogoś kto nie pasie wydają się małe rzeczy, ale wierzcie mi, to naprawdę coś... O wielu innych rzeczach można przeczytać na blogu, bo ogólnie im dłużej siedzę w tym środowisku tym bardziej przychylnie patrzę na mojego psa. Jednak zdaję sobie sprawę też z tego, że duża część to po prostu moja osobista i ciężka harówka...




piątek, 6 marca 2020

Wybór padł na maliniaka

Natchniona ostatnimi dyskusjami na grupie belgowej pomyślałam, że może warto napisać tekst skierowany głównie do osób, które postanowiły kupić sobie belga odmiany malinois (bo jakżeby inaczej?). Większość osób, które się pyta, dlaczego zdecydowały się właśnie na malinę od razu odpowiada z agresją, że przecież każdy kiedyś zaczynał i o co nam chodzi? Nie wiem, dlaczego te psy stały się takie modne, tzn. trochę wiem i rozumiem, ale jeszcze bardziej to do mnie nie dociera. Chciałabym jednak, żeby ktoś kto myśli na poważnie o belgu z linii użytkowej zastanowił się, czy aby na pewno to jest to czego szuka... 



Jeżeli jesteś osobą, która: 

  • chce zapewnić psu spacery i wycieczki, bieganie przy rowerze, ciągnięcie sanek, wspinaczki po górach,
  • lubi proste w obsłudze psy,
  • szuka stróża domu bądź swojej rodziny,
  • chce mieć psa do tzw. tańca i do różańca ,
  • nie potrafi bądź nie lubi korzystać z metod awersyjnych z przewagą metod pozytywnych,
  • nie ma w planach sportu/pracy bądź umysłowego rozwoju psa,
  • nie chce dostosować częściowo życia do psa
To nie nadajesz się na właściciela maliniaka. Widzicie fajne filmiki na których te psy skaczą po 10 metrów, odbijają się od ścian czy drzew, chronią dzieciaki bądź ich właścicieli, z 50 metrowego boiska rzucają się w rozbiegu na rękaw pozoranta. Wiecie jednak, że to wszystko to efekt często kilkuletniej, codziennej pracy? Te psy w pakiecie mają wszystko to co czyni je największym koszmarem dla osoby, która szuka po prostu psa do codziennego życia. Pomyślicie sobie, że o czym ja tam gadam, przecież w Waszej rodzinie psy były od zawsze, wyszkoliliście owczarka niemieckiego, amstaffa i w ogóle, wiecie co robicie... otóż przy belgu okaże się, że jednak nie...


Belgi oczywiście są różne, dużo zależy od tego z jakiej linii weźmiecie psa, ufam, że jednak większość hodowców nie wrzuci Wam istnego demona i w razie czego jednak stanowczo odradzi. Nie chodzi o to, że ktoś próbuje wytykać słabość, udowadniać, że sobie nie poradzicie... chodzi o to, że Wasze oczekiwania są zupełnie inne jak oczekiwania Waszego potencjalnego psa. Maliniak to pies, który potrzebuje treningu umysłowego, mądrego zmęczenia fizycznego, rozsądnego rozplanowania zajęć, przewodnika, który jest pewny tego co robi, bo te psy bardzo wyczuwają każdą niepewność. Jak ja widzę, że paromiesięczne szczyle biegają przy rowerze, odbijają się od drzew czy przeskakują przeszkody to słabo mi się robi... Wiecie, że te psy przede wszystkim potrzebują odżywki dla mózgu? Wyzwań, codziennych wyzwań! 

Możecie trafić na takiego psa, który trafił się mi... autodestrukcja, histeria, agresja w panice, brak jakiegokolwiek wyłącznika, ogromne problemy z odpoczywaniem, ciągłe nabuzowanie, brak chłodnego i trzeźwego myślenia, jaranie się czymkolwiek, chłonięcie emocji przewodnika, przewrażliwienie. Tak, mój pies potrafi mnie ugryźć do krwi, tak, specjalnie potrafi to zrobić. Nie, nie jest to powód do dumy... Mój pies tak mocno wszystko chłonie, że w panice potrafi mnie dziabnąć. Okres jej wychowania intensywnego wspominam jako niekończący się koszmar... Mój pies, który chciał biegać za dosłownie wszystkim, podniecał ją widok nawet mrówek, w emocjach odpalało jej gryzienie, w lesie gubienie mózgu przez zapach zwierzyny, mogłabym wiele wymienić, ale po co? To jest często cena jaką się płaci za geniusz do pracy, ale za to zero do życia. Rize naprawdę nie rozumiała, dlaczego nie może ciągle coś robić, dlaczego są dni kiedy nie ma nie wiadomo ile zajęcia. I wierzcie mi bądź nie, ale głównie męczyłam ją psychicznie zapewniając jej zdrowe fizyczne zmęczenie. Gdybym skupiała się tylko na spacerach, bieganiu, itp. to miałabym większego potworka jak na początku. 

I na koniec... wiecie, to nie chodzi o to, że maliny to psy dla elit czy wybrańców. Po prostu jeżeli nie masz w planach według mnie uprawiać jakiegoś sportu na poważnie, nie potrzebujesz psa do konkretnej pracy albo po prostu nie kochasz belgów za bycie belgami (najpierw je poznaj) to nie potrzebujesz tego psa, po prostu! Ja uważam, że te psy są typowo przeznaczone dla ludzi, którzy swoje życie poświęcili właśnie tym zwierzętom, którzy każdego dnia głównie wokół tych psów skupiają swoje myśli i naprawdę potrafią dać tym psom to czego potrzebują. Wierzcie mi, te psy muszą coś robić, jeżeli nie będą to życie z nimi będzie jeszcze trudniejsze, a na początku naprawdę nie jest lekko...

wtorek, 3 marca 2020

Troszkę zdjęć...

Ogólnie co mogę powiedzieć? Im dłużej mam moją Rize tym bardziej myślę, że jest bardzo nietypowa nawet jak na belga... Jej poziom pobudzenia, emocjonalności i rozhisteryzowania naprawdę potrafi zadziwić. Zastanawiam się, dlaczego akurat trafiło na mnie tak wielkie wyzwanie jakim jest mój pies. Zawsze w życiu ustawiam sobie wysoko cele i często faktycznie są one trudne do osiągnięcia, ale tutaj to już naprawdę jestem w szoku :D Nie jestem w stanie nikomu opisać, trzeba by widzieć mojego psa... Może trafiła na mnie, bo mało kto by z nią wytrzymał? Psy hodowane do tzw. wysokiego sportu, tak wysoko popędowe, że aż odcina mózg to jednak specyficzna grupa. Niewiele osób ma możliwość takie psy widzieć, a co dopiero z nimi pracować. Ja chociaż uwielbiam moją Rize wiem, że na dzień dzisiejszy nie potrzebuję takiego psa, nie mówię, że nigdy, ale raczej nie pójdę w sporty obronne na poziomie mistrzostw świata. Jednak według mnie moją Rize dyskwalifikuje brak pewności siebie i zbyt wysoka emocjonalność do tego typu sportów. Ma popędy, instynkt mówi jej "gryź, gryź, dawaj z siebie wszystko!", ale widać w jej chwycie nerwy, nie potrafi się uspokoić z zabawką w mordzie w trakcie rozgryzania, wręcz jęczy, bo aż tak jest przeładowana. Do tego jest psem BARDZO niepewnym siebie, który owszem, wejdzie z człowiekiem w "konflikt", ale bardzo wiele ją to kosztuje. Gdzieś tam coś poszło nie tak w tym wszystkim, mamy popędy, wysokie pobudzenie, ale bez reszty czyli tej chłodnej głowy i braku pewności nie ma sensu pakować się w coś co zbytnio obciąża psychikę mojego psa. Może nie jestem znawcą sportów obronnych/ringowych, ale na pewno znam swojego psa doskonale, czytam z niej jak z otwartej książki, świetnie widzę każdą zmianę emocji u niej. Mam ją od malucha, a z natury jestem obserwatorem to też bardzo jestem wyczulona na wszystko co się z nią dzieje...

Ludziom się wydaje, że biorąc psa z linii użtykowej pewne rzeczy ma się w pakiecie. Wiecie, mnie też się wydawało, że jak wezmę użytka to będę miała psa super szarpiącego się, stabilnego, z silnym temperamentem, psa, który będzie miał w pakiecie offa, zainteresowanego żarciem, będzie potrafił myśleć, bo w końcu to są cechy dobrego psa użytkowego, prawda?  Komu, kto potrzebuje psa do realnej pracy chce się pracować nad tymi wszystkimi cechami? U mojej Rize była jedna, jedyna rzeczy nad którą uczciwie mówię nie musiałam pracować, zainteresowanie człowiekiem! Wręcz chorobliwe nastawienie na człowieka, jedyne co ja zrobiłam to przekierowałam ją po prostu na siebie. Co za ironia losu, prawda? Jeżeli jesteś człowiekiem, który myśli o prawdziwym użytku to wiedz, że nawet wśród świetnych skojarzeń, rodowodów, linii możesz trafić na prawdziwą niespodziankę.