niedziela, 19 maja 2019

Trzeci Cyc

Co tam u nas? Ano trochę się dzieje... Rize robi się coraz większa, waży już 12kg i noszenie jej po schodach staje się coraz bardziej męczące, ale do 7 miesiąca już niewiele zostało (tia, raptem 3 miechy). Ja coraz bardziej za to zaczynam rozumieć czym jest popęd gryzienia i z iloma siniakami on się wiąże. Uwielbiam jak w emocjach moje belglątko postanawia wbić swoje ostre szpileczki w moją łydkę, zadowoli się też ręką. Z racji iż Rize jest bardzo emocjonalna to zdarza się to bardzo często. Wystarczy, że jej uciekam, bo nie posłuchała zakazu nie brania odchodów w paszczę, jak mnie dogoni to chaps za moją łydkę, jak nagradzam ją za przywołanie to chaps za moją rękę, a jak już próbuję skończyć to chaps za łydkę. Jak się stresuje/frustruje i nie rozumie czego się od niej chce to ponownie idą w ruch ząbki i tak w kółko... Ratuje się tym, że wpycham jej cokolwiek co mam pod ręką (o ile nie są to śmieci/jakieś jedzenie/kamienie), czyli przykładowo kwiatka, gałązkę, jakąś korę, szyszkę, coś co jest bezpieczne, a może zająć jej zęby. Przeważnie się to sprawdza, ale i tak obrywam co nieco. I jeżeli ktoś z Was sądzi, że można belga oduczyć gryzienia tak jak inne szczenięta to uprzedzam, nie, nie można. Dlaczego? Bo dla belga gryzienie jest jak dla bordera zaganianie wszystkiego co się rusza. Musicie to przekierować na coś, samo nie zniknie. 


Jeśli już o zaganianiu mowa to pochwalę się, że jesteśmy już na etapie kiedy Rize bardzo ładnie ignoruje rowerzystów, nie muszę jej już nawet chwalić, bo nie zwraca uwagi. Coraz lepiej jej idzie także ignorowanie ludzi, też potrafi już przejść dość blisko obcej osoby i nie chcieć się z nią witać. Natomiast teraz najmocniej ciągnie ją do psów i tak w piątek zdarzyło się jej pierwszy raz podbiec do psa, zignorowała mnie, na szczęście dla mnie ten pies postanowił jej pokazać, że sobie tego nie życzy i umocnić ją w przekonaniu, że nie było warto, ja dołożyłam swoje uciekając jej skoro postanowiła mnie nie posłuchać. Teraz już wiem, że wracam ponownie do kroku w którym ograniczam zaufanie kiedy pies jest zbyt blisko i w tym czasie jest powrót na smycz. Rize wyszła już z etapu małego szczyla, który trzyma się blisko człowieka, no właśnie... według mnie wyszła z tego etapu, według innych nie. Stąd nazwa notki, tak została określona przez Aleksandrę, z którą chodzimy na grupowe spacery psie. Zresztą Monika, która do tej pory miała psa z tytułem najbardziej zależnego psa od swojego przewodnika twierdzi, że ja i mój szczyl ich przebiliśmy. Ja tego tak nie widzę, ale to mój pierwszy szczeniak i nie wiem jak one zachowują się w tym wieku. Fakt faktem, Rize nie oddala się na dalej niż 30 metrów, cały czas sprawdza czy idę (chociaż uważam, że to ma wyuczone), co jakiś czas sama do mnie wraca, abym zwróciła na nią uwagę. Dodatkowo z nikim poza mną się nie bawi, chyba że jestem bardzo blisko, chociaż podobno to cecha belgów, że są tak nastawione na swojego człowieka i bawią się tylko z nim. Szuka też u mnie często wsparcia i sprawdza jak ja reaguję na pewne sytuacje. Dzisiaj widziałyśmy sarnę, była 10 kroków przed nami. Byłam prawie pewna, że zaraz mój szczyl za nią pobiegnie gdyż baaardzo ją nęcą leśne zapachy, jednak ona odwróciła głowę i sprawdziła co ja na to. Ponieważ ja stałam ona również postanowiła postać i popatrzeć, gdy sarna przeleciała rzecz jasna sowicie ją nagrodziłam. Osobiście nie wiem czy to jest kwestia jej zależności ode mnie czy po prostu tego, że umacniam ją w przekonaniu, iż to ja o wszystkim decyduje, jeżeli podejmie inną decyzję spotka się z konsekwencjami (tak jak w przypadku psa z piątku). Na psich spacerach potrafi bawić się z innymi psami, polecieć z nimi dość daleko i nie patrzy na mnie co chwila, według mnie jest wtedy bardzo niezależna. Ale to właśnie od osób z którymi chodzę na spacery coś takiego usłyszałam, heh... Może kiedyś poznam więcej młodych belgów i zobaczę czy moja faktycznie znacząco się różni. 


Zaczynamy też stawiać pierwsze kroki w psich sportach, w ostatnią sobotę byliśmy w Chilabo na pasieniu. Pasienie było pierwszym psim sportem, które mnie zafascynowało. Jako dziecko wychowane w lesie bardzo sobie cenię wszystko to co jest naturalne i gdzie działają instynkty. Dlatego właśnie ta dziedzina bardzo mi się podobała, uwielbiałam oglądać profesjonalne psy, które zaganiają owce, coś pięknego! Nigdy nie kręciły mnie sporty typu agility, obi czy tym bardziej frisbee, bo tam nie było według mnie nic co rozwijałoby naturalne psie popędy. Ponieważ miałam okazję dzięki Monice i Damonowi trochę poobserwować przez ostatnie lata jak to wygląda to byłam pewna, że z moją Rize spróbuję prędzej czy później. Hodowczyni uprzedzała mnie, że mój belg może nie mieć instynktu pasterskiego, bo jej linia była hodowana czysto na gryzienie. Ani matka, ani babka, w zasadzie nikt nie pasł z powodzeniem, były próby, ale mizernie to wychodziło. Jednak niezrażona wyszłam z założenia, że i tak warto spróbować. Gdzieś w duchu liczyłam, że ten instynkt faktycznie się nie pojawi, bo wtedy nie będę miała dylematu między pasieniem a mondioringiem. Nie ukrywam, że nie dam rady finansowo robić tych dwóch sportów na równym poziomie, któryś muszę wybrać jako dominujący. Jednak mój Cyc wszedł z innym człowiekiem (pozdrawiamy Pana Łukasza!) i zainteresował się bardzo owcami, zostało mi pokazane jak mam prowadzić owce, więc później wkroczyłam i ja. Niesamowite doświadczenie, bo mój maluch naprawdę ma instynkt! Nie goniła bezsensownie za owcami, to wszystko miało ręce i nogi. Potrafiła odkleić owce od ogrodzenia, świetnie sprowadzała owce, która odeszła od grupy, zmieniała kierunki, po prostu wow! Nie tylko ja byłam pod wrażeniem, bo i nasi trenerzy bardzo ją chwalili, wręcz chyba zainteresowali się posiadaniem belga. Belga, który był hodowany na gryzienie, a ona ani razu nie dziabnęła owcy! Przy drugim wejściu mieliśmy pewien incydent gdzie zahaczyła swoją obrożą o róg barana i wtedy wpadła w panikę. Bałam się, że już będzie po wszystkim, bo ona jest zdecydowane wrażliwą księżniczką... Jednak przy trzecim wejściu okazała wielki entuzjazm i zaangażowanie, a ja pękałam z dumy, że mam tak wszechstronne stworzonko. Ponownie usłyszałam, że mam bardzo myślącego szczeniaka, widzicie belgowcy? Nie każdy belg najpierw działa, a potem myśli! Teraz czas pomyśleć o treningu mondioringu. Dowiedzieć się jakby to miało wyglądać, co by nas to kosztowało i z czym się wiąże, abym mogła kiedyś zdecydować co będzie ważniejsze. Pasienie bardzo wycisza psa i uczy samodzielności, wyciszenie zdecydowanie by się Rize przydało, bo jest bardzo emocjonalna i dużo to ją kosztuje, podobnie jak i mnie... Jeśli chodzi o samodzielność to jeżeli faktycznie jest aż tak przywiązana do mnie to też by jej nie zaszkodziło jeżeli nauczyłaby się sama podejmować pewne decyzje. 





Na zakończenie chciałabym pokazać filmik zmontowany przez Monikę, pokazuje pierwsze tygodnie u mnie. Nie ma tam nic specjalnego dla osób z zewnątrz, ale dla mnie jest zdecydowanie bardzo specjalny. Już zapomniałam jaką małą kluchą kiedyś była! Miło będzie wrócić do takiej pamiątki szczególnie po latach kiedy już cały etap wychowania będzie za nami. Miłego oglądania i mam nadzieję, że kiedyś będzie jakaś kontynuacja! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz