poniedziałek, 3 czerwca 2019

Grupowe spacery

Od samego początku nie ukrywam, że Rize chodzi na grupowe psie spacery, minimum raz w tygodniu to taki z większą ilością psów i przynajmniej trzy razy z wujkiem Damonem. Już po tygodniu przebywania u mnie pojechałam z nią do Krakowa, aby poznała inne psy. Zaczynam się jednak spotykać z pewną niechęcią ze strony innych osób, a nawet krytyką takiego zachowania. Pomyślałam, że po prostu napiszę notkę w której wyjaśnię jaki jest cel takich spacerów i dlaczego taki nacisk jednak na nie kładę. 


Z jakiegoś powodu chyba niektórzy myślą, że jak wzięłam psa z linii użytkowej to powinnam go prowadzić jedną i konkretną ścieżką. Co ciekawe daje to też prawo innym zwracać mi uwagę na to co robię i traktować mnie jako kompletnego laika, który nie wie co czyni. Zacznę od tego o czym już na blogu wspominałam, Rize od początku bała się innych psów. Nie wiedzieć czemu, ale była bardzo wycofana. Może niektórzy sądzą, że z wiekiem by jej przeszło, a może nawet uznaliby to za plus, bo na spacerach nie chciałaby witać się z każdym napotkanym psem. Ja jednak potraktowałam to jako problem, bo chociaż jako maluch nie zagrażała innym psom to już jako dorosła suka mogłaby jakiemuś podlatującemu psu przetrącić kręgosłup. Po co mi takie problemy? Nie widziałam też opcji, żeby miała ciągle chodzić w kagańcu, bo zawsze znajdzie się jakiś Azor, który koniecznie chce się poznać. 



Pierwszym celem było polepszenie w oczach Rize wizerunku innych psów, miała się cieszyć na ich widok, a nie uciekać za mnie bądź w przyszłości pokazywać zęby. Inne psy mają być ok tak jak całe otoczenie, dla mnie to po prostu część procesu socjalizacji. Gdyby mój belg tak samo obawiał się ludzi to również i ich zaczepiałabym na ulicy, żeby chcieli się pobawić czy wręcz nakarmić jakby sytuacja była tak kiepska. Był taki etap, a raczej wciąż jesteśmy w nim gdzie każdy napotkany piesek stawał się celem do zabawy i poznania się, teraz już intensywnie pracuję na tym, aby inne psy stały się po prostu elementem otoczenia, bo zabawa jest wtedy kiedy ja jej pozwolę i tyle. Jeszcze miesiąc temu jak wyciągnęłam zabawkę to Rize i tak na nią nie patrzyła, bo zobaczyła pieska i ona chce się przywitać (oczywiście nigdy nie dopuszczałam wtedy do tego witania się), dzisiaj wyciągnę smaki i spokojnie przejdzie obok psa, który wręcz jęczy, bo tak bardzo chciałby poznać moją damulkę. Dodam, że jedzenie nie jest na szczycie hierarchii mojego psa. Nie bójmy się tego, że jak nasz pies zacznie widywać się z innymi to z automatu potem będzie podbiegał do innych psów. Bójmy się jednak wtedy kiedy nasz pies ich nie lubi, a my nic z tym nie robimy... 


Druga sprawa, jak już Rize pokochała inne psy to chciałam, aby miała z nimi kontakt po to, aby w przyszłości widywanie się z nimi nie było dla niej aż tak emocjonujące. Jeżeli odcięłabym ją zupełnie od innych psów i np. za miesiąc poszła z innym na spacer to ona straciłaby rozum z ekscytacji i zupełnie by o mnie zapomniała. Chodzi też o to, aby te grupowe spacery były elementem jej życia i nie stały się czymś nadzwyczajnym. Wciąż jest tak, że Rize bardzo przeżywa takie spotkania, ale wystarczy jej 5-10 minut po spuszczeniu ze smyczy i kontakt ze mną wraca, a emocje opadają. 

Powiecie, że przecież mogę w ogóle z nią nie chodzić na takie spacery wtedy problem całkowicie odpadnie, ale co z treningami/seminariami/warsztatami? Tam nie jestem tylko ja, ale są i inne ludzie wraz z psami. Byłoby porażką gdyby Rize zamiast pracować ze mną patrzyła tylko czy jakiś pies przypadkiem nie podejdzie i się z nim nie pobawi. I tutaj też pojawia się trzeci element czyli skupianie się w rozproszeniach. Co z mi z ćwiczenia odwołania w warunkach, które dla psa nie są już trudne? Któregoś dnia przyszłoby mi się zmierzyć z tym, że podleci inny pies, a ja co zrobię? Mój się nie odwoła, tamten nie odejdzie i co? Rzucam się i próbuję przypiąć ją na smycz? Czy nigdy nie spuszczam jej ze smyczy? Grupowe spacery to świetny moment, aby to przywołanie ćwiczyć. Na początku ćwiczyłam jak tylko szła z innymi psami, później czy się odwoła w trakcie zabawy, a teraz ćwiczę czy się odwoła w trakcie pogoni za innym psem. Do tego nauka zostawania w grupie wśród swych kuzynów (np. do zdjęć), jakieś sztuczki czy wspólna zabawa, pokazanie też swojemu psu, że jest się fajniejszym nawet od innych psów. 

Czy teraz to brzmi sensowniej? Nie chodzę na takie spacery, aby mój pies bezsensownie się tłukł z innymi. Rzecz jasna element zabawy występuje, oczywiście, toż Rize to wciąż tylko 4 miesięczny szczyl! Poza tym jeżeli ktoś myśli, aby w przyszłości mieć więcej psów to fajnie jakby ten pierwszy nauczył się psiej kultury i szacunku, a także potrafił się dzielić zabawkami czy się też nimi bawić z innymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz