piątek, 1 listopada 2019

Jak wyciszyć maliniaka? Cz.1

Nie wiem dlaczego, ale z jakiegoś powodu bardzo mało się mówi o tym, że użytkowe belgi jednak mają problem z wyłączaniem się, odpoczywaniem, wyciszaniem. Wszyscy mówią, że to trudna rasa, że nie powinni jej brać początkujący, problemem jest to, że nikt nie mówi na czym ta trudność polega. Osobiście uważam, że właśnie brak wbudowanego offa i bardzo niski próg pobudzenia, a do tego ogromna potrzeba gryzienia powoduje, że ten pies nie tylko staje się uciążliwy, ale także niebezpieczny. Jestem szczerze zszokowana jak na belgowych grupach dyskryminuje się używanie kennela, jak niektórzy woleli robić pięć razy remont mieszkania zamiast zamknąć psa w klatce, a ostatecznie jak sporo tych psów żyje jednak w kojcach. Niektórzy po paru miesiącach decydują się na klatkę, brawo dla nich, że zauważyli problem, powodzenia z nauką u paromiesięcznego szczyla, który już został nauczony trybu - robić - robić - robić! 


Wiecie co jest podstawą wychowania maliniaka? Wcale nie treningi codzienne, wcale nie skakanie po drzewach, nie gryzienie pozoranta, ale właśnie nauczenie tego psa, że jest czas na aktywność i czas na odpoczynek. Wydaje się być proste? Ale niestety takie nie jest... Uwierzcie, nauczenie mojego psa niebiegania za kotami czy sarnami zajęło mi dwa miesiące. Nauczenie jej odpoczynku to niekończący się proces. Mogłabym dzisiaj z nią jechać na zawody pasterskie, a nie mogę jej zostawić niezmęczoną na godzinę poza klatką. I oczywiście, są belgi, które ten wyłącznik mają, pomijam fakt, że najczęściej to nie są psy z linii czystko użytkowej, ale są i takie, które potrafią się wyciszać same z siebie mimo użytkowości. Mogę im tylko szczerze pozazdrościć, ale z tego co widzę zdecydowana większość ma jednak z tym problem. Widzicie, to są psy, które zostały wyhodowane do tego, aby jednak czymś się zajmować. Czymś mam na myśli pracę umysłową, często skomplikowaną, ale jeżeli tego nie mają to i inne rzeczy też wydają się być spoko. Musicie wiedzieć, że energia rodzi energie, im więcej będziecie swojemu belgowi rzucać piłki tym więcej będzie jej chciał, im więcej będziecie z nim skakać tym więcej będzie chciał, zaczniecie z nim biegać, jeździć na rowerze, cokolwiek sobie wymyślicie to macie prostą drogę do stworzenia potworka. Wiecie o co tak naprawdę chodzi? Wcale nie o to, żeby psa wymordować tak, żeby padł, bo on się zaraz zregeneruje i będzie chciał więcej. Chodzi o to, żeby dostarczyć mu to czego potrzebuje, a młody pies wcale nie potrzebuje padać na pysk, i tyle. Jeżeli niezbyt rozumiecie o co chodzi w treningach, pracy umysłowej i zmęczeniu fizycznym to skontaktujcie się z dobrym szkoleniowcem. Patrząc na to co ludzie określają mianem treningu jednak sporo osób nie rozumie co to tak naprawdę jest i do czego ma zmierzać. 

Przyznaję się bez bicia, że sama musiałam się sporo nauczyć i naprawdę dobrze zrozumieć jak działa mój pies, aby zacząć ją wyciszać. Bywało trudno, popełniałam wiele błędów i bywało, że ocierałam się o fiksację u mojego psa, jednak w porę reagowałam. Gdy ją przywiozłam miała 7 tygodni, i pamiętam słowa Moniki, że przez pierwszy miesiąc szczeniaki głównie śpią... Taaa, normalne pewnie śpią, u mojej to była walka o to spanie. Pamiętam, że miałam klatkę taką gdzieś 107x90x67, coś koło tego. I problem, bo ona może w tak dużej klatce skakać, biegać, rozpędzać się, co gorsza miała jeszcze kocyk w środku i nawet pokusiłam się o zabawkę do dziamgania. W końcu po jednym dniu jak zrozumiałam, że coś jest nie halo to dostała klatkę o połowę mniejszą, jeszcze dobry tydzień walczyłam, żeby mogła mieć kocyki w środku, bo jakoś nie chciałam, żeby leżała na łysej klatce, ale w końcu skończyła z łysą klatką przykrytą kocykami. Na początku przykrywałam tak, żeby nie mogła nawet szparki dostrzec, bo jak tylko cokolwiek widziała to natychmiast się uruchamiała. Potem stopniowo odsłaniałam, ale to naprawdę trochę trwało... Największym problemem było to, że ona nie chciała gryźć niczego, chciała to sobie podrzucać i się tym bawić. Siedziałam wtedy nad nią i tym gryzakiem i korygowałam ją tak długo aż zrozumiała, że nic poza spokojnym gryzieniem nie wchodzi w grę. Nie mogłam odchodzić jak dostawała gryzak w klatce, bo jak tylko wyszłam to było dzikie szaleństwo. Do dzisiaj pamiętam te cudowne poranki jak mój pies lizał kratę w klatce, bo tak mocno umierał z nudów. Nie mówiąc już o próbach łapania własnego ogona, gryzieniu łapy czy kopaniu w dno klatki. Pierwsze noce były dla mnie koszmarne, bo nie dość, że człowiek co 3-4h wstawał, żeby ją wysikać to jeszcze bez przerwy się tłukła w tej metalowej klatce. Mogłabym ją wywalić i mogłaby spać w innym pomieszczeniu, ale wtedy nie mogłabym korygować jej zachowania i dalej by szalała. Jak już zrobiła się starsza i zrozumiała, że poza spokojnym gryzieniem gryzaków nie może robić nic w tej klatce to zaczęło się nerwowe dyszenie. O matko jak ja tego nienawidziłam, jak się we mnie gotowało. Zakładałam słuchawki na uszy i ignorowałam to, to był dla mnie najgorszy etap. W końcu jednak przestała się stresować, zrozumiała do czego służy klatka i dzisiaj sama jak czuje zmęczenie to do niej zmierza i zasypia. Aktualnie śpi w klatce materiałowej, ja mam za płytki sen na metalową...


Zauważyłam, że świetnie wycisza ją lizanie, więc próbowałam jej podawać konga, ale jej słaba determinacja w wylizywaniu jedzenia powodowała, że krótko się nim interesowała. Z czasem zdesperowana zaczęłam napełniać go jogurtem i to zaczęło ją powoli bardziej zachęcać. Dzisiaj już często wrzucam po prostu mielone mięso, a ona chętnie wylizuje. Mam też miskę spowalniającą, która świetnie się sprawdza, bo znowu musi wylizywać, chociaż nie jest łapczywa w jedzeniu, ale fajnie to uspokaja. Koło 8 miesiąca zaczęłam jej dawać piłki do napełniania jedzeniem, bo wcześniej by się nimi bawiła, ale teraz już rozumie, że głównym celem jest wydobycie żarcia. Z piłkami jednak nie zostawiam jej samej jak z kongiem czy gryzakiem w tej chwili. Dodatkowo wprowadziłam legowisko poza klatką, to miejsce gdzie ma konsumować to co ode mnie dostanie, to też miejsce na którym ma przebywać jeżeli ja się przemieszczam w pokoju i chcę coś robić. Uczy ją to tego, że nie musi, a nawet nie powinna pchać się do wszystkiego co ja próbuję zrobić. Dużo ludzi uważa, że zabawy węchowe wyciszają, akurat mojego psa pobudzają. Mnóstwo zabaw węchowych mamy, bo Rize uwielbia węszyć, ale nigdy nie traktuję tego jako sposobu na wyciszenie. Możecie jednak próbować z matami węchowymi, grami edukacyjnymi, wrzuceniem jedzenia do zwiniętego koca, do kartonu pełnego rolek papieru, możecie też chować zabawki czy ćwiczyć patyczki węchowe, które używa się w obi. Nie bawię się już zabawkami w domu, na początku chciałam jak z nią ćwiczyłam czy budowałam motywację na żarcie to były, ale aktualnie wycofałam zabawę całkowicie i to daje lepsze rezultaty. Czasami zabawki są formą rekwizytów jak przy nauce wrzucania zabawek do misek, do nauki trzymania czegoś w kufie, ale nie bawimy się nimi. 

To jednak, że pies potrafi się już wyciszyć w klatce czy domu w dużej mierze zawdzięcza się temu co robi się z tym psem na zewnątrz. Jednak o tym skrobnę kolejną notkę, dlaczego tak bardzo poprawiło nam się w domu w momencie gdy zmieniłam to co robimy na zewnątrz. Dodatkowo polecam kanał pewnego szkoleniowca, który mówi o tym jakie są faktycznie psy z linii użytkowej, o czym w Polsce jakoś się milczy... 

*użyłam w tytule określenie maliniak, dlatego że w Polsce zdecydowana większość psów z linii użytkowej to właśnie odmiana malinois

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz