Obiecałam
na facebooku, że opiszę jak to się w ogóle stało, że zostałam
posiadaczką psa, ale nie byle jakiego psa, bo właśnie belga. Historia
jednak jest o wiele banalniejsza niż mogłoby się wydawać, chociaż dość
długa i zawiła, ale postaram się ją dość skrócić i sensownie
opowiedzieć. Osoby,
które mnie trochę lepiej znają wiedzą, że nigdy nie byłam miłośniczką
psów, jak miałam 9/10 lat to miałam na chwilę "swojego" psa, była to
półroczna suka w typie dobermana, znaleziona przez moją kuzynkę w lesie w
noc sylwestrową. Rodzice postanowili, że zostanie, a ja będę się nią
zajmować. Dostała imię Saba, dzielnie wychodziłam z nią na spacery,
pilnowałam, żeby załatwiała się na zewnątrz, nawet ofiarowałam jej
własne pluszaki. Jednak któregoś dnia ktoś postanowił puścić ją na
zewnątrz samopas, mieliśmy wtedy koty żyjące samopas i Saba zagryzła mojego ukochanego kociaka - Tytusa. Ból był tak
wielki, że od tamtej pory mocno zniechęciłam się do psów i uznałam, że
to zdecydowanie nie moja bajka. Możecie myśleć co chcecie, ale jak się
jest dzieckiem to troszeczkę emocjonalnie podchodzi się do tematu. Przez
wiele lat umacniałam się w przekonaniu, że taki zwierzak niezbyt mi
odpowiada, rzucają się na smyczy, liżą twarz, a potem odchody, skaczą po
ludziach, nie widziałam w ogóle przyjemności w posiadaniu psa.
Jednak
w 2007 roku weszłam na forum o nazwie "SHiR", było ono związane z
hodowlą psów czy kotów, które oczywiście wirtualnie się hodowało.
Poznałam tam mnóstwo psiarzy, byłam jedną z nielicznych osób, które
preferowały koty. Wtedy też dowiedziałam się o rasie border collie i
odkryłam, że pies może wyglądać jednak nieco inaczej niż typowy Reksio
na smyczy u Pani Grażyny. Dalej jednak nieprzekonana utwierdzałam się w
przekonaniu, że kot jest zdecydowanie najlepszy. Mimo wszystko trzy lata
później, bo
2010 roku odbierałam z hodowli mojego Haru, pierwszą postacią, która
mnie przywitała były duży, czarny i smukły pies. Miał cudowne duże uszy,
podłużną kufę i niewinne spojrzenie, a do tego w przeciwieństwie do
wszystkich innych psów, które miałam okazję poznać był nienachalny, ale i
przyjaźnie nastawiony. Był to YOCHIMU Polaris,
pies przez którego po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że jednak
chciałabym mieć kiedyś takiego pastucha w domu. Zaczęłam wertować
informację, natchniona zarejestrowałam się na forum owczarków
belgijskich, a także na forum borderów gdzie mogłam nieco więcej
dowiedzieć się jak funkcjonuje pies i dlaczego nie musi być idiotą.
Po dwóch latach będąc już w liceum pomyślałam, że zapiszę się na miot
belgów, oczywiście wtedy myślałam bardziej o odmianie groenendael.
Pilnie się przygotowałam, rozmawiałam sporo z hodowcą, który nakreślał
mi co powinnam robić z belgiem, jak powinna wyglądać socjalizacja oraz
jak mniej więcej pogodzić to z nauką. Miot jednak nigdy się nie
narodził, hodowczyni ostatecznie zamknęła hodowle, a ja uznałam, że to i
tak nie był dobry czas. W końcu na jakiś czas zapomniałam o marzeniu
związanym z psem i skupiłam się na kotach...
W 2015 roku pojawił się w moim życiu border collie
(kurde, prześladują mnie te bordery tyle lat...). Na początku nie miał
on dla mnie takiego znaczenia, był po prostu psem mojej przyjaciółki i
tyle. Polubiłam go, bo szanował moją przestrzeń kiedy tego
potrzebowałam, nie był gwałtowny, ale jednocześnie zawsze potrafił się
zachować, widać było, że myśli on, a nie tylko jego właściciel. W jego
oczach widziałam to samo co w oczach Haru, zrozumienie i inteligencje.
Moje marzenie na nowo się obudziło, ale był to początek moich studiów i
uznałam, że znowu, pies raczej w tym okresie pojawić się nie powinien.
Jednak Monika bardzo dużo mnie uczyła, w końcu zajmuje się szkoleniem
psów na bardzo zaawansowanym poziomie, przez te ostatnie lata miałam
okazje nauczyć się tak wiele, że nie mogłam się już lepiej przygotować. W
2017 roku byłam już pewna, że prędzej czy później doprowadzę do tego,
że ten belg się pojawi. W końcu zgłębiłam się w ich rodowody, linie,
ewentualne problemy. Sporo osób przez te lata gnębiłam, aby wyciągnąć od
nich jak największą wiedzę o tej cudownej rasie. Początkiem 2018 znowu
zapisałam się na miot, w hodowli Deabei, był to miot eksterierów
pracujących. Wtedy wydawało mi się, że to właśnie z takim psem najwyżej
mogę sobie poradzić, jednak nie wiedzieć czemu, może ze strachu przed
tym, aby oficjalnie w końcu się przyznać do tego, ze chcę psa to wzięłam
kolejnego kota. Doszłam w końcu do tego, że w 2020/2021 pojawi się ten
pies i kropka... Los jednak chciał inaczej, bo 4 lutego 2019 straciłam
Haru, wiedziałam już, że na pewno nie chcę kolejnego kota. Chciałam
odpocząć od tych tzw. kocich problemów i zająć się czymś innym. Dzięki
dopingowi Moniki w końcu zdecydowałam się, że to w tym roku ten pies się
pojawi.
Rize została wybrana bardzo skrupulatnie, wiedziałam, że chcę belga, ale co z tego? Przecież nawet w obrębie jednej rasy jest taka możliwość wyboru. Dowiedziałam się, że w Polsce jeśli chodzi o belgi długowłose mamy same hodowle eksterierów, czyli psów hodowanych z naciskiem na wygląd. Usłyszałam od wielu osób, że mogą mieć one różne problemy, a nawet jak nie będą ich miały to mogą mieć słabe popędy, więc niekoniecznie będą spełniały moje oczekiwania. Bałam się, że dostanę psa, który będzie wolał hasanie po polach niż prace ze mną, a ja byłam już zdeterminowana, że jak biorę psa to chcę z nim robić coś na serio. Znowu linie użytkowe były bardzo demonizowane, miały to być psy betony, które można szarpać, a one i tak niezrażone dalej pracują, które nie przejmują się zbytnio człowiekiem, ale za to dla pracy są gotowe poświęcić wszystko. Przedstawiano mi je jako maszynki do roboty, niektórzy wręcz mówili o nich, że to są nadpsy. Jednak przekonało mnie bardzo to, że nie są tak wrażliwe, są bardzo chętne do wszelkich zajęć, o wiele lepsze mają popędy, są zdecydowanie bardziej stabilne i mają mniejsze skłonności do jakichś obsesyjnych zachowań. Pomyślałam, że po tylu latach przygotowań użytek będzie dobrym wyborem i mimo początkowych obaw jestem na ten moment bardzo zadowolona, dostałam coś innego niż się spodziewałam, ale to opiszę w innej notce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz