niedziela, 13 października 2019

Gryzenie czy pasienie?

Kupiłam Rize z myślą o sportach ringowych, dokładnie to mondioring mnie najbardziej zafascynował, ale też i najbliżej pozorantów tej dyscypliny miałam. Kupiłam psa z typowej linii gryzącej gdzie rodzice, dziadkowie i pradziadkowe jak nie robili IGP to ring francuski bądź mondio, część przodków pracowała też w służbach. Dostałam szczeniaka z największym potencjałem do tego sportu, wydawało mi się, że to będzie moja dziedzina w której obie się będziemy realizować. 

Pojechałam na pierwszy trening do Marcina Gawrona, chociaż Racibórz mam około 200km od mojego domu to okazało się, że cała trasa w jedną stronę to i tak 4h czasu, ale takie absurdy w Polsce dość często są spotykane. Rize miała wtedy 4 miesiące, więc była totalnym dzieciakiem, a ja chciałam dowiedzieć się jak mam z nią pracować, aby w przyszłości móc się realizować w tym bardzo angażującym sporcie. Państwo Gawron poświecili nam cały dzień, aby wszystko wytłumaczyć, oćwiczyć z moim psem, a nawet pokazać swojego wyszkolonego i drugiego w trakcie nauki. Był to trening w bardzo sympatycznej atmosferze, prawie jak spotkanie rodzinne, zdecydowanie będę to bardzo ciepło wspominać. Usłyszałam, że z posłuszeństwem sobie sama poradzę w domu, ale do pozoranta powinnam jeździć 2x w tygodniu. I chociaż muszę przyznać, że w porównaniu z pozorantami z IGP ceny tutaj nie powalają to jednak fakt spędzenia 8h w ciągu jednego dnia w aucie wydawał mi się trudny do zrealizowania. Powiem Wam, że jestem dość upartą osobą, która dąży do celu za wszelką cenę, więc jakbym bardzo chciała to pewnie jakoś bym ten czas wygospodarowała. Chyba jednak najbardziej zmartwiło mnie to, że ja tego sportu po prostu "nie czułam". Na swój sposób dalej mi imponuje i uważam, że jest to dziedzina, która sprawdza psa pod każdym względem, a przez swoją nieprzewidywalność jest pełna emocji. Jednak kiedy wyszłam nie pomyślałam sobie, że nie mogę się doczekać kiedy spróbujemy znowu... Takie uczucie pojawiło mi się po treningu pasienia, kiedy pojechałam pierwszy raz z moim własnym psem, aby sprawdzić czy ma instynkt. Gdyby nie miała to pewnie poszłabym w mondio, ale jednak, ma ten instynkt i to tak dobry, że aż żal byłoby go zmarnować... 







Postanowiłam jednak nie skreślać tak szybko gryzienia, w końcu mój pies był do tego celu wyhodowany. Pojechałam na trening IGP prowadzony przez Michała Wiśniewskiego. To gryzienie zdecydowanie różniło się od tego, które jest przy ringu. Tutaj głównym celem było pobudzenie agresji u mojego psa, nie chodziło o sam popęd łupu. Muszę powiedzieć, że na swój sposób przeraziło mnie to do jak wysokich obrotów został podniesiony mój pies. I wtedy pomyślałam, że akurat IGP to zdecydowanie nie jest sport dla mnie. Staram się uczyć Rize, że w życiu warto zachować równowagę i nie jarać się tak, żeby stracić kontakt z rzeczywistością. Została jednak pochwalona, że naprawdę do takiego sportu się nadaje, co nie zdziwiło mnie wcale, ale mnie samej chyba do końca to nie odpowiada. I nie chcę tutaj nikogo krytykować, każdy sport jest wymagający, każdy wymaga pracy i każdy team, który coś robi zasługuje na wielki szacun. Ja bym jednak chciała pracować z moim psem na mniejszym pobudzeniu. Zapytacie czemu wzięłam takiego psa skoro nie interesują mnie sporty tego typu. Bo po prostu taki pies pasuje mi w życiu codziennym, bo wbrew temu co wiele osób myśli, żeby robić inne sporty na poważnie potrzebny jest pies o wysokich popędach. Żeby pies dawał z siebie wszystko, a nawet więcej potrzebuje być odpowiednio zmotywowany i musi chcieć pracować. I nie jest wcale tak, że przez to Rize jest niespełnionym czy sfrustrowanym belgiem. Po prostu realizujemy się na innych polach i to jej zdecydowanie wystarcza. Dla takiego psa najważniejsze to po prostu coś w życiu robić, robić coś co wymaga pracy umysłowej, ale wiadomo, zmęczenie fizyczne też się przydaje. 








Uznałam, że zdecydowanie postawię na pasterstwo, w drugiej kolejności na pracę węchową, którą mój pies wprost uwielbia. W życiu skupiam się też nieco na sztuczkach, które są pomocne, ale też rozwijają mojego psa i urozmaicają codzienne zajęcia. Żałuję, że w Polsce użytkowe belgi nie pasą, jak się okazuje wcale nie z powodu braku instynktu czy też ryzyka, że zaczną gryźć owce. Po prostu kieruje się je zwykle w sporty gryzące. Gdybym miała jeszcze raz wybierać psa bądź w przyszłości będę to i tak pewnie postawię na taką linię z jakiej już psa mam. Może jeżeli finanse pozwolą uderzę gdzieś dalej, gdzie połączenie ringu i pasterstwa nie jest takim szokiem (Francja przykładowo). Założyłam sobie też, że jeżeli kiedyś dojdę z Rize np. z pasterstwem do IHT3 to wrócę do mondio i może potraktuję go poważniej. Bo mówiąc szczerze nie dam rady finansowo, ani czasowo robić dwóch sportów tak angażujących na równym poziomie. 

Dziękuję za zdjęcia Monice Krawczyk,  jak zwykle niezawodna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz